Moja biedna telewizja
Był rok 2016. Pod łódzkim ośrodkiem telewizyjnym zebrał się tłum protestujących, którzy nie godzili się na przejęcie mediów publicznych przez PiS. Jeszcze wówczas nikt nie przewidywał, że TVP stanie się „szczujnią” w stopniu, który obserwowaliśmy do niedawna, ale wszyscy wiedzieli, że zaczyna się dziać bardzo źle. Byłam wśród protestujących. I to był jeden z najtrudniejszych dni w moim życiu. Nie godziłam się fundamentalnie na to, co Jacek Kurski wyrabiał z telewizją na życzenie Kaczyńskiego… ale tam, w środku budynku byli moi koledzy. Ludzie, z którymi pracowałam 26 lat. Ludzie, którzy mi wielokrotnie dali dowody przyjaźni, z którymi przeżyłam wiele wspaniałych, twórczych dni, którzy byli niczym rodzina… Teraz oni byli tam, a ja tu…
I
przez prawie osiem lat czekaliśmy na zmianę. Oni tam, a ja tu.
Po
wyborach 15 października 2023 roku odetchnęliśmy. A kiedy wyłączono sygnał TVP
a Danuta Holecka, Samuel Pereira et consortes poszli precz, nadzieja wlała się
w wiele serc.
W dniu pierwszego wydania „19:30” miałam łzy w oczach niczym rozegzaltowana
pannica.
Przez
lata pracowałam przy monitoringu „Wiadomości”
organizowanym przez Towarzystwo Dziennikarskie, śledząc poczynania
stacji w okresach wyborczych. Wyniki
tych obserwacji były porażające: szczucie na imigrantów, opluwanie opozycji w
każdym materiale, 547 razy wypowiedziane słowo „Tusk” w ciągu 33 wydań – zawsze w jak najgorszym
kontekście, powtarzanie frazy „für Deutschland” dosłownie w każdym dniu,
manipulacja obrazem, komentarzami… Kompletny brak równowagi pomiędzy
prezentacjami komitetów wyborczych na rzecz partii rządzącej. Tak wyglądała
praca redakcji w Warszawie oraz Telewizyjnego Centrum Wyborczego mającego w
swoich obowiązkach między innymi pilnowanie tej równowagi.
Ośrodki
terenowe były nieco łagodniejsze w przekazie, choć na pewno wielu widzów
pamięta poczynania niejakiej Moniki Borkowskiej, która swoją postawą czołowego
oficera propagandy zaskarbiła sobie zaufanie „centrali”, została zatrudniona w
TVP INFO i bawiła tam do czasu zmiany władz. Inni pracownicy łódzkiego ośrodka
nie dawali powodów do takiej krytyki, jaka słusznie należała się
Borkowskiej. Większość, zwłaszcza tzw.
„starzy pracownicy” starali się jakoś przetrwać czas, kiedy bez względu na
nazwisko dyrektora, de facto podlegali Jarosławowi Kaczyńskiemu. Wielu schowało
się za neutralnymi politycznie tematami, traciło finansowo na rezygnacji z
przygotowywania materiałów do INFO.
Byli
tacy, którzy wprawdzie nie napsocili zbyt mocno, jednak ich twarze w oczywisty
sposób kojarzyły się z TVPiS. Tylko z tego powodu, że firmowały instytucję w
pełni zawłaszczoną przez polityków władzy. Rozumiem, że kiedy do miasta
przyjeżdża minister i jest szansa zaproszenia go do studia, to należy z tej
szansy koniecznie skorzystać. Ale nie należy spijać z jego ust każdego słowa,
zachwycać się każdą wypowiedzianą frazą i usłużnie śledzić każdy grymas na
ministerialnej twarzy. Może to nie były jakieś straszne dziennikarskie wpadki,
ale z pewnością rozmowy pozostawiające spory niesmak.
I
nagle zaświtała nadzieja!!!! Jedni wracają, inni mogą wyjść z ukrycia pełni
nadziei
i oczekiwania. Oczywiście są i tacy, którzy poczuli niepokój, zdając sobie
sprawę z tego, że ich dziennikarskie sumienia są nieco przybrudzone.
Jak
wiemy, powrót TVP do świata mediów odbył się w warunkach trudnych, obecna
opozycja nazywała go „przejęciem wolnych mediów” (o bogowie!!!), zarzucano
ministrowi Bartłomiejowi Sienkiewiczowi działanie poza prawem. W tej sytuacji
jedynym rozsądnym rozwiązaniem było postawienie radia i telewizji w stan
likwidacji. Likwidatorzy próbują jakoś uporządkować sfery zaniedbań (zwłaszcza
finansowych) poszczególnych stacji radiowych oraz całej TVP i zarazem
doprowadzić do ładu poszczególne anteny.
Ponieważ niewiele wiem o tych procesach w rozgłośniach radiowych, pozostanę przy TVP.
I wkraczam na pole minowe.
Obecny zarząd ma bowiem trudne zadanie nie tylko z
finasowaniem, a po prawdzie – brakiem finasowania firmy, ale także z procesem obsadzania
nowymi redaktorami naczelnymi poszczególnych anten, łącznie z ośrodkami
terenowymi (co daje liczbę trzydziestu sześciu kanałów). Dyrektorzy są
wyłaniani, że tak powiem – po uważaniu, na telefon. Nie są to osoby, które zwyciężyły w konkursach, bo nie
mogą być, skoro firma jest w likwidacji. Są zatem dyrektorami „pełniącymi
obowiązki”. Tego typu powoływanie szefów jest obarczone wieloma ryzykami – a to
ktoś się przyczepi, że wybrano kolegę, a to że „były naciski”, albo że „ta pani
taka miła i ładna.” Z drugiej strony, wybierano w najlepszej wierze i pod
presją czasu. Często wybierano trafnie i słusznie. W ten sposób na przykład TVP
World zyskało znakomitego szefa – redaktora Michała Broniatowskiego.
W Łodzi dyrektorem Terenowego Ośrodka TVP została Magdalena Michalak-Szwarc. I nie miałam żadnych krytycznych uwag do tej kandydatury. Powiem więcej – sama byłam jej gorącym orędownikiem. Uważałam bowiem, że to osoba, która wprawdzie dość długo znosiła firmowanie reżimu swoją twarzą, bo aż do 2019 roku, ale wydawała się osobą prezentującą szlachetny system wartości, nie dającą się ogłupić władzy, a co ważne – mającą jasną wizję naprawy tego, co zostało zdewastowane. Wiele godzin przegadałyśmy snując wizję nowego otwarcia TVP Łódź, więc wiem. Może gdyby objęcie tej funkcji było wynikiem wygranego konkursu zadeklarowane zmiany naprawcze byłyby swego rodzaju zobowiązaniem dla Pani Dyrektor. Tymczasem wszystkie nadzieje (przede wszystkim tych, którzy czekali na zmianę w samej paszczy lwa) okazały się płonne. Osoby, które źle kojarzą się z minionymi czasami, nadal okupują antenę. Wprawdzie zrobiono casting na prezenterów i reporterów, ale jak na razie nie ma to żadnego śladu na antenie, za to poza castingiem zatrudniono dziennikarza, za którego poglądy (głownie antyszczepionkowe, homofobiczne...) poprzedni pracodawca, czyli dyrektor TV TOYA odżegnywał się w mediach społecznościowych.
Ci, którzy byli za rządów PiS wrogami stacji jako „totalna opozycja” oraz władza samorządowa nadal są wrogami stacji – tym razem jako władza w każdym wymiarze. Co daje efekt… no właśnie nie daje efektu żadnej zmiany. Jasne, że dziennikarze nie są od chwalenia ani głaskania po głowie, ale od walenia po niej wałkiem także nie.
Antena nie tylko nie zyskała, lecz widzowie zobaczyli odklejającą się tapetę zastawki w studiu programu „Samorządni” (czemu nie stosuje się greenboxu?!), prowadzącego, który daje głos gościowi w 19. minucie trwania trzydziestominutowego programu, reporterkę ŁWD, relacjonują strajk rolników w radosnym, piknikowym tonie i nie komentującą banneru „Unia Europejska – samo zło” ani jednym słowem…
To, że Pani
Dyrektor sama osobiście przystąpiła do czytania wiadomości także zastanawia.
Żeby była jasność – uważam, że robi to bardzo dobrze. Ale ludzie pytają, czy to
oznacza, że wyłoniła siebie samą z castingu, a to już powagi nie przydaje.
Zresztą, już Władysław Jagiełło uznał, że wódz powinien z góry ogarniać
sytuację a nie pchać się w tumult.
Pracownicy
narzekają na stosowane formy mobbingu polegające na szczuciu jednych grup
zawodowych na drugie (formularze ocen pracy operatorów wypełniane przez
redaktorów), odsuwanie od robienia materiałów tych, którzy mają uprawnienia
emerytalne… (nawiasem mówiąc, Pani Dyrektor też je ma).
W
ośrodku nie ma sekretarza programowego. To nie jest w żadnym stopniu wina
dyrektora, stanowisko zostało bowiem zlikwidowane w wyniku rożnych zawirowań
jeszcze za czasów PiS. Ale nie podjęto żadnych działań, by ktokolwiek mógł
merytorycznie podejmować programowe decyzje. Trudno wymagać, by dyrekcja
jednoosobowo mogła ogarnąć wszystkie aspekty zarządzania ośrodkiem, zwłaszcza
kiedy jednocześnie pełni funkcję prezentera.
Kłopoty
TVP dotyczą oczywiście całości firmy. Przykład Łodzi podaję jedynie jako pars
pro toto. W Warszawie na przykład obserwujemy brak zmiany na stanowisku
kierownika Telewizyjnego Centrum Wyborczego, czyli tej jednostki, która
sprawuje pieczę nad antenowym przebiegiem wyborów, w tym emisji nieodpłatnych
spotów. Szefową jednostki jest ta sama pani, której poczynania obserwowaliśmy
skrzętnie w ramach monitoringu Towarzystwa Dziennikarskiego.
A
na stronie TVP widzimy skład Komisji Etyki TVP, w którym to gremium nadal widnieje
Danuta Dunin-Holecka!!! Rozumiem, że to tylko niedopatrzenie w sferze informacji, ale wszak telewizja
rzetelną informacją stać powinna.
Sama
się złoszczę, kiedy słyszę utyskiwania, że rząd nie przeprowadził jeszcze
wszystkich zapowiedzianych, obiecanych zmian. Kiedy uświadamiam sobie, że 13
marca miną raptem trzy miesiące, sugeruję wstrzymanie się z pretensjami. Jest
zbyt wiele do zrobienia niemal na każdym polu życia państwa i obywateli, żeby
oczekiwać cudów. Media publiczne, choć najważniejsze w moim życiu i bardzo
ważne w strukturze państwa, też będą musiały nieco poczekać. Najpierw na
ustawę, potem na podpis tej ustawy przez prezydenta (czyli może trzeba będzie
poczekać na zmianę w pałacu), potem na powołanie nowych prezesów (w przypadku
TVP optuję za przywróceniem legalnego prezesa wyłonionego z konkursu, któremu
bezprawnie przerwano kadencję – Janusza Daszczyńskiego) a potem na porządnie i
uczciwie przeprowadzone konkursy.
Czekam
zatem na czas, kiedy skrót TVP znów będzie przepełniał mnie uzasadnioną dumą.
Wierzę, że się doczekam.
WESPRZYJ ceran.press
https://zrzutka.pl/7vbfmv#description
Komentarze
Prześlij komentarz