Felieton - Kilka słów do Profesora Marcina Matczaka
Kiedy bzdury wygaduje Kaczyński, nie jest mi przykro. Nawet złoszczę się coraz rzadziej, bo przecież nie spodziewam się po tym człowieku niczego dobrego ani, tym bardziej, mądrego. Kiedy swoje farmazony wygłaszają takie tuzy intelektu jak Janusz Kowalski czy Marek Suski, wyłącznie pusty śmiech mnie ogrania. Mam zresztą głębokie przeświadczenie, że każde z wygłaszanych przez przedstawicieli władzy kretyństwo przybliża nas do dnia, kiedy odejdą w niesławie.
Natomiast boli mnie, sprawia ogromną przykrość i burzy
mój spokój głupia i krzywdząca wypowiedź kogoś, kogo szanuję, cenię i za
wiele rzeczy podziwiam.
Tak stało się z Pana wypowiedzią na temat „ateistycznych
świąt”, Panie Profesorze. Co Pana podkusiło, żeby usiąść przy klawiaturze i
napisać coś podobnego?
Jako osoba do samej głębi niewierząca, spróbuję zatem
kilka rzeczy Panu wyjaśnić. Powiada Pan, że "ateistyczne święta to
samooszukiwanie się człowieka zagubionego w sekularnym do cna
świecie" i że "kontemplujemy
chętniej sałatkę warzywną w majonezie niż żłób". Otóż, proszę sobie
wyobrazić, że w najmniejszym stopniu nie czuję się zagubiona ani oszukana przez
samą siebie. Ani ja, ani moja rodzina. Święta Bożego Narodzenia podobnie jak
święta Wielkanocne są dla nas rodzinną tradycją. Spotykamy się w gronie
najbliższych (mam troje dzieci, zięcia i wnuka), a czasami w nieco szerszym, i
spędzamy czarowne chwile robiąc sobie wzajemnie przyjemności, obdarowując się
nie tylko prezentami ale domowym ciepłem, serdecznymi życzeniami, radością
bycia razem. Co, jak Pan Profesor wie, w zabieganym, pełnym zawodowej
aktywności świecie, jest nie do przecenienia. Na chwilę zatrzymujemy się w
biegu, biesiadujemy (u nas sałatki warzywnej nie ma, jest kapusta z grochem),
rozmawiamy (nie kłócimy się o poglądy polityczne, bo wszyscy mamy takie same i dokładnie
takie, jak Pan Profesor), wspominamy tych, którzy odeszli. Trzynaście lat temu odszedł mój ojciec. Też profesor, lecz
nie prawnik. Starożytnik. Znał się na
historii Kościoła i religii bardziej niż większość ludzi na świecie, w tej liczbie i ja i Pan Profesor. I
też nie kontemplował w święta żłóbka. Bo jako historyk badający m.in. czasy życia
Chrystusa i pierwszych chrześcijan, miał wiedzę, która tej kontemplacji
nie dawała żadnych szans. Nie, nie był ateistą. Był… nazwałabym to – pragmatycznym
agnostykiem. Tak… wspominamy Go przy świątecznym stole, wspominamy moją Mamę, dziadków,
babcie, wujków, przyjaciół, którzy odeszli. I jesteśmy naprawdę razem. To jest
nasza wartość, nasza etyka, nasz czas przeżywania świąt. Nadal myśli Pan Profesor,
że to czas samooszukiwania? Uważa Pan, że nasze serdeczne bycie razem jest
mniej warte niż Pana bycie z Bogiem? W przeciwieństwie do Pana Profesora ja
tego nie wartościuję, pytam.
Tak, należymy z rodziną do tej części
społeczeństwa, która odeszła od religii ale proszę nas nie pouczać, jak mamy
świętować. Wystarczy, że obecna władza koniecznie chce nas pouczać, jak żyć,
jak wychowywać dzieci, jak być moralnym. Na litość!!! Przecież nie chce się Pan
wpisywać w ten schemat, mam nadzieję!!!!
Cytuje Pan filozofa
Byung-Chul Hana: "Święto nie jest po prostu przerwą od
codziennego wysiłku, ale całkiem innym jakościowo czasem niż czas zwykły. Wiemy
to dzięki religijnej, nie ateistycznej idei święta”. Mam nadzieję, że
wyjaśniłam już, że nie tylko z religii można wywodzić najwyższe wartości
(Preambuła Konstytucji o tym przypomina dość dobitnie, czyż nie?). I proszę nie
mówić, że „od biedy tworzymy jakąś wspólnotę”. Bo to nie tylko obraźliwe słowa,
których z tej strony najmniej się spodziewałam, ale i słowa głęboko
niesprawiedliwe.
Na
koniec, Panie Profesorze, chciałam zapewnić, że nie kpię z religii. Żadnej.
Czasem boję się emocji, które religie w ludziach wyzwalają. I myślę, że emocje
te o wiele częściej zawodziły ludzkość niż rozum.
Jako
ateistka kochająca ludzi wybaczam Panu, Profesorze, obraźliwe i wykluczające
słowa. Zwłaszcza, że poza tym mam wiele powodów do tego, by darzyć Pana szacunkiem
i sympatią.
Dorota Ceran/ceran.press
Komentarze
Prześlij komentarz