Felieton - Tragedia ośmieszona

 


W środę dowiedzieliśmy się, że powraca lockdown, który będzie trwał do 9 kwietnia. Przez kraj, obok jęku ciężko doświadczonych przedsiębiorców przetoczył się głośny, szyderczy śmiech. Bo przecież wiadomo dokładnie, dlaczego do dziewiątego kwietnia. A nie do jedenastego, na przykład. Bo dziesiąty kwietnia, to dziesiąty kwietnia. Wiadomo. Rocznica. I nie będzie nam żaden wirus dyktował przebiegu uroczystości.  To, że ludzie tracą miejsca pracy a rząd nie może im pomóc, bo już wszystko rozdał w ramach akcji „pińcet”, to pikuś. To że za chwilę służba zdrowia pęknie w szwach i sama umrze na ostrą niewydolność wszelaką, to mniejsza. Ale 10 kwietnia pandemii nie będzie a wirus… cóż: „nie trzeba się już jego bać”, że skorzystam z przedmiejskiej składni Mateusza Morawieckiego.

            To, co uderza mnie w tym wszystkim najbardziej, to miara obciachu, jaką ta władza obarczyła pamięć strasznej, narodowej tragedii. Każdy z nas ma swoje wspomnienia z tego upiornego dnia. To była sobota, prowadziłam na Uniwersytecie Łódzkim zajęcia ze studentami dziennikarstwa i nagle jedna ze studentek powiedziała: „Samolot z polską delegacją spadł w Smoleńsku”. To były zajęcia z warsztatów telewizyjnych i studenci mieli prawo zaglądać do swoich komórek w poszukiwaniu newsów. Zapytałam: „Ktoś jest ranny?” Studentka patrząc w ekran smartfona powiedziała powoli: „Nieeee…”. Uff. Niestety dodała: „Wszyscy zginęli.” Zaczęły się telefony do bliskich, do znajomych, po chwili wszyscy byli na korytarzu, bo tam był telewizor.

            W książce „A ja Łódź wolę” Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi wspomina ten dzień podobnie: „ To była sobota, miałam spotkanie w sprawie projektu „Mia100 kamienic”. (…) … cały czas dzwonił mi  telefon. Po którymś razie mówię: przepraszam, musze odebrać. Nie pamiętam już, kto do mnie dzwonił i zapytał: Oglądasz wiadomości? Samolot się roztrzaskał. Wstukałam w Internet i po prostu przeżyłam szok. Nie wierzyłam. Spotkanie się natychmiast skończyło. Ludzie o niczym innym nie mówili. I to był faktycznie dzień, który jeszcze głębiej wykopał istniejący już rów. (…) Ta katastrofa zmieniła Polskę i Polaków[1].”

            Zginęli tam ludzie ze wszystkich stron politycznej sceny.  Ale od jedenastu lat słyszymy wyłącznie o dramacie prawicy. I od jedenastu lat przez kraj przelewa się fala podłości, głupoty, groteski i kompletnego wariactwa. Najpierw oskarżenia wobec Donalda Tuska i sugerowanie, że katastrofę zaplanował na spółkę z Putinem. Potem - aktywność Antoniego Macierewicza, którą już chyba nawet twardy elektorat PiSu  postrzega jako objaw choroby psychicznej. Następnie – negacja raportu przygotowanego przez zespół 34 najwybitniejszych polskich specjalistów badających katastrofy lotnicze, w imię promowania zaburzeń pana Antoniego. Wspierają go takie tuzy dziennikarstwa jak Cezary Franciszek Gmyz, który swoimi tekstami zapracował na ksywę „Trotyl”. Upierał się bowiem, że na powierzchni wraku znaleziono ślady trotylu. Badania na parówkach, film z rozpadającymi się puszkami po napojach i wybuchem jakiejś blaszanej szopy. Jacyś dziwni jegomoście z jeszcze dziwniejszych amerykańskich wszechnic, którzy zarobili krocie i szybko czmychnęli, żeby zdążyć uciec, zanim władza się zmieni. Ekshumacje mające na celu upodlenie tych rodzin ofiar, które nie zapisały się do „klubu smoleńskiego zamachu”. Nie zapomnę do końca życia matki  mecenas Joanny Agackiej-Indeckiej, która siedziała w nocy na łódzkim Starym Cmentarzu, otoczona osiłkami z żandarmerii wojskowej i  protestowała przeciwko wydłubywaniu ciała jej dziecka z mogiły. Apele smoleńskie w każdej, najodleglejszej od katastrofy sytuacji, ośmieszające za każdym razem bardziej nazwiska ludzi, którzy zginęli. Miesięcznice z piszczącym na drabince prezesem, pomnik na placu Piłsudskiego będący jawnym plagiatem okładki albumu "The Old Man and the Spirit" zespołu Beyond the Bridge (zespół odpuścił, prosił by nie drążyć sprawy, więc już nie drążę).  Kaczyński wrzeszczący w sejmie „Zamordowaliście mi brata!!!” z obłędem w oczach i rozwianym włosem. Tak jakby nikt tam nie zginął z przyjaciół centra i lewicy. Jakby Lech Kaczyński był jedynymi wartymi uwagi zwłokami. A czy ktoś pamięta te nazwiska: Natalia Januszko, Barbara Maciejczyk, Justyna Moniuszko? Trzy śliczne dziewczyny… Stewardessy.



Chłopaki z BORu? Kto dziś o nich pamięta? No cóż. Ból pana prezesa, jak wiemy, jest większy.

Nie mam pojęcia, co będzie się działo w tym roku, bo kancelarie premiera i prezydenta milczą uparcie. Ale pytam,  i ile jeszcze trzeba będzie przeżyć absurdów i  podłości?  Jedno wiem na pewno – były władze, które próbowały zatrzeć w pamięci narodowe tragedie.  Komuniści próbowali tak zrobić z Katyniem, inne dramaty były ukrywane jak Jedwabne, inne przemilczane - jak SB-eckie tortury. Nasza historia roi się od takich celowych zaniechań. Ale nikt nigdy nie dopuścił do ośmieszenia żadnej z tych tragedii.  PiS tragedię smoleńską ośmieszył.  A to wybaczyć najtrudniej.



[1] A ja Łódź wolę, rozmowa z Hanną Zdanowską, prezydentem miasta Łodzi, Dorota Ceran, NovaeRes  2018

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Awantura w Zgierzu, czyli czego się nie dowiesz z Łódzkich Wiadomości Dnia (TVP3)

TVP3 - oglądalnośc? Nie ma.

Kobiety Konfederacji - majątek ruchomy