Felieton - Wielka małość Polaków

 

  


            Pandemia działa jak mikroskop, przez który możemy sobie bardzo dokładnie obejrzeć społeczne relacje, ludzkie priorytety, zarówno człowieczą mądrość jak i  bezbrzeżną głupotę.

            Na początku był kompletny brak wiary, że coś ważnego się dzieje, że coś nam się może stać. Przyznam, że sama w styczniu 2020, kiedy dochodziły do nas coraz bardziej dramatyczne wieści z Chin, byłam sceptyczna. Wydawało mi się, że będzie tak, jak z ptasią grypą czy szalonymi krowami. Ale już w marcu wiedziałam, że nie mam racji. Słuchałam bowiem opinii lekarzy, wirusologów, epidemiologów, pulmonologów.

            Ale wielu nie słuchało. Coraz częściej w przestrzeni publicznej spotykaliśmy mnóstwo fałszywych informacji o tym, że pandemia to ściema, że jacyś ONI chcą ludzkość sparaliżować strachem, doprowadzić do paniki. Mało to razy słyszeliśmy, że „grypa zabiła więcej ludzi niż jakiś głupi kovid?” Ludzie w ogromnej mierze lekceważyli zagrożenie twierdząc, że nikt nie umiera z powodu pandemii, że każda jej ofiara to tak naprawdę osoba chora na tysiąc innych dolegliwości. Amerykański lekarz Rajeev Fernando już wówczas ostrzegał, że  dezinformacja doprowadziła do tego, że wielu ludzi unikało szpitala, lekceważyło objawy.  Tym samym skazując się na śmierć. Rajeev Fernando grzmiał: „W kryzysie takim jak obecny walka z pseudoinformacjami w Internecie jest tak samo ważna jak pozostawanie w domu czy utrzymywanie społecznego dystansu!".

            Tymczasem w sieci zaczęły pojawiać się rozmaite pseudoautorytety, na które powoływały się różne mądrale, boki zrywające na widok ludzi w maseczkach, przyłbicach, czy tych, którzy starali  się zachować dystans. O ile we Włoszech, Hiszpanii, Niemczech ludzie jednak dość szybko zrozumieli powagę sytuacji, tak u nas odsetek ludzi lekceważących sprawę pozostał ogromny i mam wrażenie, że nie maleje.

            Kiedy widzę gamonia idącego ulicą lub korytarzem centrum handlowego wprawdzie w maseczce, lecz z nosem  na wierzchu, z maseczką pod brodą albo w kieszeni, mam ochotę wrzeszczeć. A spróbujcie zwrócić mu uwagę ! Można narazić się na zwymyślanie, oplucie z wirusem w pakiecie albo wręcz na fangę w nos. Ludzie są w tej materii bardzo wyczuleni, tak jakbyś wkraczał w ich najintymniejszą sferę, jakbyś naruszał święte  prawo do prywatności. A to nie jest żadna prywatność akurat! Bo twoje, człowieku, wirusiska, emitujesz na wszystkich wokół, narażasz ich na chorobę a może i na śmierć. I ten twój debilny półuśmieszek zadowolonego z siebie kretyna nie chroni cię przed moralną odpowiedzialnością. A ty, głupowata divo z pięknym głosem i maleńkim rozumkiem, weźmiesz na siebie odpowiedzialność za śmierć kogoś, kto ci uwierzy i nie zgłosi się do szpitala na czas? Panowie z Konfederacji (do pań z tych rejonów się nie zwracam, bo one tam i tak nie maja prawa głosu i własnego zdania), weźmiecie na swoje narodowe bary śmierć swoich ukochanych rodaków, którzy w swojej niezmąconej naiwności wam uwierzyli?

            Kiedy pojawiła się szansa w postaci szczepionki łeb podnieśli antyszczepionkowcy. Niektórzy łagodnego serca ludzie nazywają ich „wątpiącymi”. A ja powiem, że to niedouczone ciemniaki. To że oni są i zawsze byli w społeczeństwie, to rzecz oczywista. Ale że jest ich tak wielu...? I że tak wielu, z pozoru światłych ludzi zaczyna ulegać ich retoryce? To jest prawdziwy dramat, którego źródeł upatruję lata wstecz, kiedy zaczęto wmawiać ludziom, że nie potrzebują autorytetów, że nauczyciel nie jest mistrzem tylko przewodnikiem po źródłach informacji. Efekt jest taki, że pan ślusarz (z całym szacunkiem dla panów ślusarzy) poucza panią od fizyki jak ma przeprowadzić właściwie lekcję na temat grawitacji a pani od polskiego musi wysłuchiwać uwag na temat pisowni „nie” z rzeczownikiem. Bo pani zajmująca się na co dzień zupełnie czym innym i nie mająca filologicznego wykształcenia uważa, że „niewynoszenie naczyń” powinno się pisać „nie wynoszenie naczyń”. To, że nie rozróżnia rzeczownika od czasownika, to już trudno, ale że nie przemawia do niej autorytet czyjegoś wykształcenia, to już gorzej. A to przecież nie takie znowu ważne, jak wiedza medyczna, która w końcu może nam uratować zdrowie i życie. Ale już raz ugruntowane przeświadczenie, że brak wiedzy to pełnowartościowy pogląd na sprawę,  stało się prawdziwym, społecznym dramatem naszego społeczeństwa. 28,7 proc. Polaków deklaruje chęć zaszczepienia się. [1] Włosi, Hiszpanie – ponad 78%.... To dane z lipca. Obecnie chętnych do szczepienia Polaków jest więcej, ponad 40%, z czego połowa... pod warunkiem, że im się zapłaci!!!! Tak mi strasznie wstyd!!!!

            Aż tu nagle... Warszawski Uniwersytet Medyczny zaszczepił Krystynę Jandę, Leszka Millera, Wiktora Zborowskiego, Krzysztofa Maternę, Magdę Umer, Andrzeja Seweryna, Marię Seweryn i jeszcze kilka innych osób. Oburzyło się społeczeństwo, oburzył się pan minister jeden i drugi. Zwłaszcza, że wymienieni nie należą do entuzjastów obecnej władzy. Zaszczepienie tych osób, będących jednymi z niewielu już prawdziwych autorytetów w Polsce, mogłoby być zaiste znakomitą promocją akcji szczepionkowej. Nikomu nie zabrakło z tego powodu dawki, nikt nie został pozbawiony możliwości przyjęcia swojej porcji preparatu, nikomu niczego nie ubyło. Ale pan minister już zapowiedział śledztwo a fala nienawiści, jaka się rozlała w sieci jest kolejnym dowodem na wielką małość naszego społeczeństwa. To co, znaczy że się już chcecie szczepić, skoro boicie się, że Janda wam wyrwała waszą działkę? Czy żółć się z was wylewa w ramach narodowego obowiązku?

 

 

           © Dorota Ceran/ceran.press



[1] sondaż SW Research dla rp.pl

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Awantura w Zgierzu, czyli czego się nie dowiesz z Łódzkich Wiadomości Dnia (TVP3)

TVP3 - oglądalnośc? Nie ma.

Kobiety Konfederacji - majątek ruchomy