Z ostatniej chwili - Analiza warsztatowo-merytoryczna Wiadomości TVP z 6 sierpnia 2019 - CENZURA W SIECI
Jeśli uważasz, że wolne media są potrzebne
- wesprzyj naszą działalność
(wpłaty już od 0,10 zł.)
(wpłaty już od 0,10 zł.)
Zatem – news na temat cenzury. Przy okazji homilii wygłoszonej przez ks. abp Marka Jędraszewskiego odnoszącej się do 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
Maksymilian
Maszenda zauważa w offie, że „część
mediów zwróciła uwagę tylko na słowa arcybiskupa dotyczące ideologii komunizmu
i współczesnych ideologii”. Mija się z prawdą, ponieważ media zbulwersowała
wypowiedź na temat „tęczowej zarazy”, która według Jędraszewskiego ma swoje źródła
w ideologii bolszewickiej, marksistowskiej. Autor nie ocenia walorów
poznawczych tej kwestii, przywołując jedynie wypowiedź. A warto byłoby pokusić
się o krótką analizę historyczną.
Otóż w PRL homoseksualizm w świadomości społecznej pozostawał tematem tabu i był przez komunistyczne władze
bardzo źle widziany. Na przykład w 1959
roku dyrektor Centrum Francuskiego na Uniwersytecie Warszawskim Michel
Foucault został zmuszony do opuszczenia Polski w wyniku prowokacji UB na
tle jego homoseksualności.
W
latach 1985–1987 miała miejsce słynna Akcja „Hiacynt”, która polegała na
inwigilowaniu i zbieraniu materiałów o polskich gejach i ich środowisku, w
wyniku której założono ok. 11 tys. akt osobowych SB. Nikt wówczas nie używał skrótu LGBT. Dopiero w
1987 roku powstał Warszawski Ruch Homoseksualny – pierwsza tego typu
organizacja w Polsce, której władze PRL odmówiły legalizacji.
Jeśli
sięgnąć głębiej do historii ruchu komunistycznego, do czasów marksizmu-leninizmu-stalinizmu
- zgodnie z paragrafem 121 kodeksu karnego Związku Socjalistycznych
Republik Radzieckich, homoseksualizm był karany przez pozbawienie wolności do
lat 5.
W
1936 roku Nikołaj Krylenko, ludowy prokurator generalny, ogłosił, że „homoseksualizm
jest produktem dekadencji klasy dominującej, na który nie ma zgody w zdrowym
społeczeństwie”.
Nazywanie
więc ruchu LGBT „ideologią neomarksistowską, neobolszewicką” jest dowodem na
kompletną ignorancję. To tak dla informacji księdza arcybiskupa oraz Maksymiliana
Maszendy.
Autor
newsa robi cięcie w montażu dokładnie na słowach Jędraszewskiego: „Nie czerwona ale tęczowa...” Rezygnując z ostatniego
słowa: „zaraza”. Jaki jest cel tego
zabiegu? Czy autor chciał złagodzić wypowiedź hierarchy? Czy uznał ją za niegodną
ust kościelnego dostojnika? Nie jest godna, to fakt, ale urywanie końca zdania
to jednak manipulacja. Tej wypowiedzi i tak już nie za się wymazać z
przestrzeni publicznej.
Jak
dowiadujemy się z dalszej części materiału, Radio Maryja umieściło na YouTube
całość homilii. Jednak administracja portalu usunęła film przekazując w
komunikacie, że film "został usunięty, ponieważ narusza zasady dotyczące szerzenia
nienawiści".
Przywołana
setka Jolanty Hajdasz ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich mówi o łamaniu
prawa prasowego, o łamaniu Konstytucji.
Ostatecznie,
jak się dowiadujemy, ze względów dokumentacyjnych YouTube zgodził się
przywrócić homilię Marka Jędraszewskiego. Zresztą, każdy kto chce zapoznać się
z twórczością tego księdza na portalu, nie będzie miał z tym większego
problemu.
Maksymilian
Maszenda powiada, że zablokowanie przez YouTube treści głoszonych przez Pawła
Lisickiego, redaktora naczelnego „Do Rzeczy” to przykład na działanie cenzury. Pozwolę
sobie zwrócić uwagę, że zgodnie z definicją cenzura to – „kontrola publicznego
przekazywania informacji, ograniczająca wolność publicznego wyrażania
myśli i przekonań. Polega na weryfikacji audycji radiowych, telewizyjnych,
widowisk, Internetu itp. przez organy
państwowe z punktu widzenia ich zgodności z prawem, polityką państwową,
obronnością.” oraz „urzędowa kontrola publikacji, widowisk
teatralnych, audycji radiowych itp., oceniająca je pod względem politycznym lub
obyczajowym” (PWN). Krótko mówiąc, cenzura dotyczy wyłącznie urzędowych czynników
państwowych. Jedynie państwu można zarzucać stosowanie cenzury. Prywatny portal, jakim
jest YouTube w ramach prywatnej firmy (spółki z ograniczoną odpowiedzialnością)
jaką jest GOOGLE, może decydować o doborze publikowanych treści zgodnie z polityką
firmy i upublicznionym regulaminem.
Wojciech
Wybranowski z „Do Rzeczy” mówi o „ideologii LGBT” i niebezpieczeństwach związanych
z nią. Ale przede wszystkim sugeruje, że YouTube usuwa informacje pod wpływem „jakiejś
grupy osób”. Niestety, ani on ani autor już nie precyzują, jakiej. Oczywiście, domyślamy
się, proszę panów – to z pewnością przyszła do YouTuba „ideologia LGBT” i wymusiła.
Ani chybi.
Krzysztof Czabański mówi „oni to robią...” Oni, czyli Facebook, który nie
chciał opublikować Czabańskiemu fragmentu
programu TVP. Służę zatem pomocą. Raz w tygodniu umieszczam fragmenty Wiadomości
TVP na Facebooku i nigdy mi tego procesu nie utrudniano.
Maksymilian
Maszenda zamyka materiał słowami : „Google zapewnia, że dokłada wszelkich
starań, by w swojej działalności nie kierować się względami politycznymi”. Zgodnie
z zasadami dobrego warsztatu
dziennikarskiego ostatnie zdanie wyemitowanego materiału publicystycznego to
niejako podpis autora, zdanie, które reprezentuje jego ocenę sytuacji. Nie jestem pewna, czy pan Maszenda o tym wie.
Przedruki są możliwe pod warunkiem podania źródła publikacji
© Dorota Ceran/ceran.press
Komentarze
Prześlij komentarz