Spotkanie w Końskich, które nie było debatą
![]() |
Fot. PAP/Adam Kumorowicz/AI |
Przeżyliśmy „debatę” w
Końskich. Najpierw nie było wiadomo, czy w ogóle się odbędzie, potem na nie
swoją imprezę wbili nieproszeni goście co w konsekwencji wydłużyło wydarzenie do z
górą trzech godzin. Ponieważ na temat wystąpień kandydatów powiedziano już niemal
wszystko, ja skoncentruję się na kwestii realizacji i przekazu. Zwłaszcza że wokół
roli stacji telewizyjnych, ze szczególnym wskazaniem na TVP padło tak wiele
niesprawiedliwych i niemądrych stwierdzeń, że czuję się zobowiązana do wyjaśnienia kilku
istotnych kwestii.
Organizator
„Debata” została
zorganizowana przez sztab wyborczy Rafała Trzaskowskiego. Wobec tego wszelkie
pretensje do TVP o działania niezgodne z prawem są kompletnie bezzasadne.
Nawiasem mówiąc, sztaby wszystkich pozostałych uczestników spotkania w Końskich
powinny ponieść część kosztów przedsięwzięcia, jako że Trzaskowski zaprosił do
rozmowy wyłącznie Karola Nawrockiego, reszta wbiła na lewo.
Koszty sztabu to wynajęcie
hali sportowej, budowa scenografii i wyposażenie techniczne, czyli scena,
oświetlenie. To koszt około kilkudziesięciu tysięcy złotych. Ponadto – wynajęcie
ludzi do obsługi technicznej, jakieś banery na zewnątrz, telebimy… W sumie, wydano
ponad sto tysięcy złotych. Czyli
niezaproszeni goście powinni oddać Trzaskowskiemu coś około 12 tysięcy
złotych każdy.
Na aktualnym etapie
kampanii wyborczej organizowane są spotkania kandydatów z wyborcami. W miastach,
miasteczkach, gminach i siołach. I wszędzie pojawiają się tam wszelkie
telewizje, które mają za zadanie relacjonować te wydarzenia. Oczywiście, zdarza
się też tak, że jeśli jest organizowana dużych rozmiarów konwencja, telewizje
dostają sygnał od organizatora, czyli sztabu lub wręcz – od partii. I gdyby
któregokolwiek z tych wydarzeń nie pokazała na swojej antenie TVP, byłoby to
absolutnie naganne.
I nie ma znaczenia, czy jest
to spotkanie kandydata z wyborcami, czy kandydata z kandydatem w dowolnej konfiguracji,
czy zjazd ich wszystkich naraz – każda szanująca się telewizja, a telewizja
publiczna także z racji realizowania misji – musi postawić tam swoje kamery.
Dziennikarze telewizyjni
mają też prawo i obowiązek zadawać pytania kandydatom.
Czy to była „debata”?
Są dwa rodzaje debat
prezydenckich. Jeden rodzaj przewiduje organizację spotkania z udziałem
wszystkich kandydatów. Bez względu na to, ilu ich jest. Oczywiście, im więcej,
tym dla nadawcy trudniej ze względów logistycznych i czasowych. Zakres tematyki poruszanej przez dziennikarzy, sposób, w jaki będą
zadawane pytania, losowanie kolejności, w jakiej kandydaci będą odpowiadać – to
zagadnienia, które nadawca publiczny ma obowiązek ustalić ze sztabami
wszystkich biorących udział w debacie kandydatów. Ta debata musi się odbyć w czasie między ostatecznym zaakceptowaniem przez PKW kandydatów a ciszą
wyborczą. W obecnym układzie, między 24 kwietnia a 16 maja. TVP, zgodnie z prawem, zaplanowała debatę ze wszystkimi kandydatami na 12 maja.
Drugi rodzaj debaty
odbywa się między dwiema turami, o ile wybory nie rozstrzygną się w pierwszej
turze. Uczestniczą w niej dwaj kandydaci, którzy zdobyli największą liczbę głosów,
także na zasadach ustalonych pomiędzy sztabami a telewizją organizującą debatę.
Telewizja publiczna ma
także obowiązek w obu przypadkach zaprosić do współpracy dziennikarzy
największych, liczących się i profesjonalnych stacji.
Przede wszystkim – debatę
organizuje nadawca publiczny a nie żaden ze sztabów.
Zatem – to, co się odbyło
w Końskich nie było debatą, było rejestrowanym przez TVP spotkaniem kilku
polityków!
Sygnał
W programie Konrada
Piaseckiego „Kawa na ławę” Stanisław Tyszka dał popis już nie tylko chamstwa
(zwłaszcza w odniesieniu do kwestii praw Ukraińców) ale także kompletnego braku
wiedzy i orientacji. Wielokrotnie domagał się w programie informacji, kto zapłaci za sygnał TVP przekazujący innym stacjom
polityczne spotkanie w Końskich. Bezustannie szafował sumą dwóch milionów
złotych.
To może ja podzielę się
konkretami z Państwem. Otóż – wykorzystanie wozu satelitarnego kosztuje
maksymalnie ok. 20 tysięcy na dzień.
Tańszy jest sygnał
światłowodowy, bo maksymalnie ok. 6 tysięcy. Nie byłam na miejscu, ale wydaje
mi się, że były tam jednak wozy. Biorąc pod uwagę liczbę kamer i kierując się
doświadczeniem przypuszczam, że były trzy wozy. Czyli maksymalnie 60 tysięcy
złotych.
Pan Tyszka nie mówił tu o
kosztach związanych z honorariami redaktorów i realizatorów, mówił wyłącznie o sygnale. Czyli pomylił sumę 60 tysięcy z sumą
2 milionów. Ja wiem, że jest pan doktorem nauk humanistycznych, nie nauk
ścisłych, ale 60 000 od 2 000 000 to nawet ja rozróżniam.
Mała dygresja na koniec
"Rafał, pomysłu na tę debatę nie obronisz" powiedział w trakcie dyskusji Szymon Hołownia.
Obroni, proszę Pana, bo to nie był pomysł na debatę tylko na rozmowę z
kontrkandydatem, na którą Pan się wprosił, a za Panem cała reszta warta od 5%
do 1%.
Co Panem kierowało, Panie Marszałku, by strzelić sobie w kolano i
zaprzepaścić ten wspaniały potencjał, który zbudował Pan na stanowisku drugiej
osoby w państwie?! Ludzie do kin biegali, żeby zobaczyć Pana w akcji. Pana rola w sejmie była tak wielka, że pojawiały się głosy o rezygnacji z rotacji. Jednym
posunięciem zniszczył Pan to wszystko i zdobył 4% poparcia w prezydenckim
wyścigu. Zdradziło Pana Pańskie ego? Wbiciem na imprezę, na której Pana nie
oczekiwano, naraził się Pan na śmieszność. Naprawdę liczy Pan na to, że
sytuacja się odwróci? Nie odwróci się. Proszę mi wierzyć. Za to ludzie się
odwrócili. Szkoda…
Komentarze
Prześlij komentarz