Felieton - Obrona smartfona
![]() |
Fot. Marlena/OLX |
Kiedy byłam dzieckiem, w niektórych domach pojawiły się
telewizory. Nowość, krzyk technicznej mody, drżenie serca w chwili, gdy pojawił
się pierwszy, niewyraźny, zaśnieżony obraz. I wraz z tym cudem techniki pojawił
się, oczywiście, problem. Wychowawczy, społeczny. Doskonale pamiętam starszych
ludzi, którzy widzieli w telewizorze samo zło – a że złodziej czasu, a że
odciąga od nauki, a że ogłupia i uwstecznia samodzielne myślenie. Po prostu
diabeł za szkłem w drewnianej skrzynce.
Od dorożki do smartfona
Nikt się wówczas nie spodziewał, że czas szybko przyniesie
zmiany, które się ówczesnym oglądaczom jednokanałowej telewizji nie jawiły w
najśmielszych marzeniach. Zmiany, które dały ludziom do dyspozycji narzędzia o
globalnym zasięgu, narzędzia o nieprawdopodobnej mocy i sile rażenia. A
narzędziami tymi są internet i wszelkie urządzenia telekomunikacyjne. W jak
zawrotnym tempie przyszła ta zmiana uświadomiłam sobie wówczas, gdy spojrzałam
na życie mojej babci. Urodziła się na początku wieku XX. Przed I wojną
światową. Pamiętała doskonale damy wsiadające do dorożek w sukniach do ziemi i
z trenem,
w ukwieconych kapeluszach, z koronkowymi parasolkami chroniącymi przed słońcem.
Potem I wojna, dwudziestolecie międzywojenne, PRL aż w końcu transformacja i
XXI wiek. Ta sama osoba, która uczestniczyła w świecie jak z kostiumowego filmu – pod koniec swojego życia dzwoniła do wnuków z telefonu komórkowego. A nieco młodsi przedstawiciele babciowej generacji
doczekali także ery smartfonów. I to musiało zaowocować społecznym szokiem. Bo
przecież nie wszyscy od razu odnaleźli się w nowej rzeczywistości. Ba! Już nie
pokolenie mojej babci, ale moje w pewnym procencie nie nadąża za pędzącym
światem. A jak nie nadążasz, to się irytujesz, zaczynasz się bać, nie
przystajesz, aż w końcu całkiem odstajesz.
Smartfony, komputery, tablety, laptopy, możliwości sztucznej
inteligencji dla wielu stały się synonimem zła i zagrożenia. Powiada się, że
smartfony, które stały się wrogiem nr 1 w pojęciu wielu osób, uzależniają ludzi,
zwłaszcza ludzi młodych.
Zakazy, ograniczenia, strach…
O ograniczenie dostępu do urządzeń cyfrowych dla najmłodszych przed rokiem wypowiedziało się UNESCO, wskazując, że nadmierne korzystanie z nich wpływa na upośledzenie relacji społecznych wśród dzieci. Polskie przepisy zgodnie z art. 99 Prawa oświatowego pozwalają na "przestrzeganie warunków wnoszenia i korzystania z telefonów komórkowych i innych urządzeń elektronicznych na terenie szkoły". Co często jest rozumiane i egzekwowane jako zakaz wnoszenia i korzystania ze smartfonów na terenie placówki oświatowej.
Wszystko się we mnie buntuje na tak rozumiane i
stosowane prawo. Bo ta praktyka, w mojej ocenie, wynika po pierwsze – ze strachu
przed nowym (często młodzież znacznie lepiej radzi sobie z tymi urządzeniami od
ich wychowawców), po drugie - z wygody („nie muszę interweniować, jakby co”),
po trzecie – z błędnie wykalkulowanego bilansu korzyści i strat.
Oczywiście, smartfonem można zrobić krzywdę –
na przykład oczerniając kogoś, filmując w złej wierze i upubliczniając
nagranie, prosząc AI o napisanie wypracowania…
Takie rzeczy należy młodym ludziom uświadamiać, należy uczyć ich
konstruktywnego korzystania z nowoczesnych urządzeń, odkrywać wraz z nimi ich
przymioty i nieograniczone możliwości we wspieraniu w nauce, w poszukiwaniu
wiedzy, w międzyludzkich kontaktach. Jasne – zabrać, zabronić, skonfiskować
jest łatwiej – nie ma i po kłopocie.
Pamiętajmy jednak, że to zakazany owoc jest najsmaczniejszy właśnie.
Międzyludzkie relacje
Wspomniałam o międzyludzkich kontaktach, bo właśnie
o nich słyszymy w kontekście smartfonów bardzo wiele. Że zaburzają relacje, że
każdy siedzi z nosem w ekranie zamiast patrzeć na rozmówcę. Jasne, że śmiesznie
wygląda para siedząca w kawiarni i nie rozmawiająca ze sobą, lecz zajęta
własnymi telefonami. Ale z drugiej strony – to właśnie smartfony a w nich media
społecznościowe, komunikatory – pozwalają na bardzo liczne i częste kontakty z ludźmi,
z którymi być może nie mielibyśmy okazji pogadać, bo są na przykład na drugiej
półkuli. A tymczasem możemy się z nimi nawet zobaczyć. Możemy skontaktować się
z kimś, o kim dawniej mogliśmy co najwyżej w gazecie przeczytać. Tu się
pochwalę, że właśnie dzięki takim możliwościom udało mi się nawiązać kontakt z
podziwianym przeze mnie byłym już dzisiaj burmistrzem Neapolu.
A skoro wpadliśmy na chwilę do Włoch. Otóż,
wszyscy tam gadają przez komórki. I wszyscy się ze wszystkimi spotykają, patrzą
sobie w oczy i łapią za ręce. Zatem, można.
Można wezwać natychmiastową pomoc, dowiedzieć się, dlaczego nie przyjeżdża tramwaj, albo - jak w nocy dojść do hotelu na dugim końcu świata.
Niebezpieczne treści
Jasne. Wszędzie, gdzie się pojawiają
jakiekolwiek treści, może być niebezpiecznie. Czy wiedzą państwo, jak strasznie
niebezpieczną lekturą dla młodego człowieka może być powieść Dostojewskiego „Zbrodnia
i kara”? Jak się taki uczeń dobrze wczyta, to mu wyjdzie czarno na białym, że
starą lichwiarkę nie tylko można, ale należy zabić, bo to nic nie warta zakała
społeczeństwa. I wiele takich przykładów można by przytoczyć. Podobnie jest z
interenetem. Tyle w nim złego, co i dobrego. Ale jeśli zakażemy, zabierzemy,
nie pozwolimy korzystać, to stracimy szansę na wskazanie dobrej i właściwej drogi.
Tak, jak wskazujemy drogi w doborze czy rozumieniu lektur.
Uzależnienie
Istnieje jednostka chorobowa zwana bibliomanią.
To uzależnienie od książek. Biorąc pod uwagę, że 60% naszego społeczeństwa w
ogóle nie czyta, bibliomania nie jest problemem społecznym. Ale są tacy ludzie.
Zawalają w pracy, tracą kontakty społeczne, rodzinne, brak im ruchu, często podjadają,
tracą wzrok i bywa, że kradną książki z bibliotek, ponieważ nie potrafią się z nimi rozstać.
Smartfon jednak na kontakty społeczne nie tylko
zezwala, ale je prowokuje, można też z nim biegać, jeździć na rowerze…
Nie chcę powiedzieć przez to, że książki są
niebezpiecznie. Broń Boże!!! Kocham je i czytam rocznie około pięćdziesięciu
tytułów, ale ze smartfona korzystam również systematycznie i nigdy nie
zabraniałam tego ani własnym dzieciom, ani moim uczniom czy studentom. Dodam,
że nigdy mojego przyzwolenia nie nadużywali.
A uzależnić można się od wszystkiego, jeśli stosowane jest bez umiaru i zdrowego rozsądku.
Zatem…
Zatem proponuję przestać histeryzować, bo przed
światem i tak nie uciekniemy. Dla młodych pokoleń internet ze wszystkimi
nośnikami nie jest żadną nowością, jest
ich naturalnym środowiskiem, w którym się urodzili i w nim wzrastają. Ograniczanie
im dostępu do niego jest tyle szkodliwe, co śmieszne.
https://zrzutka.pl/7vbfmv#description
Komentarze
Prześlij komentarz