Felieton - Kiedy woda nieco opadła... czyli przypadki Andrzeja Dudy w czas powodzi

 



Źródło:Kadr z TVN24                                                                                                                  Źródło: kanał X/Peter Pavel

Dwa systemy prezydenckie

 

Kiedy ludzi dotyka kataklizm a wokół dzieją się sceny niczym z filmu katastroficznego, od wszystkich, którzy mogą zrobić cokolwiek, by pomóc, oczekuje się aktywności. Oczywiście, na miarę możliwości. I ludzie tę aktywność wykazują. Kto może, niesie dary w miejsca zbiórek organizowane przez samorządy, ośrodki TVP, Komitet Obrony Demokracji, biura poselskie i szereg innych podmiotów życia społecznego. Kto może – wpłaca pieniądze. Ważne tylko, by płynęły na sprawdzone konta udostępnione m.in. przez Fundację TVP, Caritas Polska, WOŚP, Polską Akcję Humanitarną, PCK, Fundację Siepomaga, Fundację TVN. To najpewniejsze adresy i strony, gdzie znajdziemy właściwe numery kont.

Ludzie udostępniają lokale, pojazdy, dzielą się, czym mogą. Zwykli ludzie.

Od kilku dni obserwujemy też pracę  sztabu kryzysowego pod kierownictwem premiera.
W jasny i przejrzysty sposób płynie do społeczeństwa informacja o stanie sytuacji powodziowej w konkretnym dniu i miejscu, słyszymy, jak wojewodowie i dowódcy różnych formacji składają przed Donaldem Tuskiem raporty o stanie zagrożenia i zaawansowaniu ich prac. I nie ma tu głaskania po głowach. Każdy z nich wie, że konfrontacja z premierem to może najtrudniejsze z zadań. Bo on, wymagając sam od siebie, wymaga także bezwzględnej sprawczości od swoich podwładnych. Ludziom trzeba pomóc! Na wszelkie sposoby. Mają dostać pieniądze na  przetrwanie najbliższych dni! Mają dostać środki na odbudowę swoich domów (niezależnie od sum, które uzyskają od ubezpieczycieli)! Mają mieć opiekę lekarską, prawną, urzędniczą, psychologiczną! I mają. Ponieważ władza, wokół której w naturalny sposób ludzie się gromadzą (tzw. efekt flagi) naprawdę działa. Co będzie dalej, zobaczymy, będziemy się temu przyglądać, bo od tego są dziennikarze. Ale na ten moment naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Oczywiście, może się zdarzyć, że ktoś czeka nieco dłużej, że komuś puszczają nerwy… to zrozumiałe. Ludzie są zdenerwowani, są w traumie i trudno od wszystkich wymagać racjonalnej, spokojnej oceny sytuacji.  

Nie sądzę, by ci, którzy zmagają się z żywiołem myśleli w tym czasie o prezydencie. Zapomnieli o nim. Ale z głębi kraju płynęły pytania: Gdzie jest Andrzej Duda?  I oto pan prezydent pojawił się na terenie dotkniętym powodzią. Na pytanie dziennikarzy, czemu tak późno, rzekł był:

Wiecie państwo co byłoby, gdybym ja tutaj przyjechał w trakcie, kiedy powódź się przetaczała przez miasto? Natychmiast byliby ludzie, którzy słusznie powiedzieliby  - policja, straż pożarna zamiast zajmować się ratowaniem mienia i nas zajmuje się pilnowaniem bezpieczeństwa prezydenta. Bo jest powódź i wiadomo, że muszą pilnować bezpieczeństwa prezydenta.

A to może trzeba było w systemie on-line wziąć udział w sztabie kryzysowym? Może tą drogą dowiedziałby się pan, czego potrzeba służbom, w czym może pan pomóc? Wszyscy sobie świetnie radzą bez pana, ale  w końcu każda pomoc jest na wagę złota. Tak, wiem, że był tam pana wysłannik, minister Jacek Siewiera, ale jakże byłoby miło, gdyby pan, jako prezydent wszystkich Polaków, osobiście zainteresował się losem swoich współobywateli.

Pan w tym czasie był zajęty zatrudnianiem Beaty Kempy jako doradcy, bo uznał ją pan za specjalistę od pomocy potrzebującym. Przypomnieć panu Syrię i zaginione plecaki? Prokuratura z pewnością przypomni, z tego co wiem – lada chwila.

Był pan zajęty planowaniem podróży do Donalda Trumpa, ale w końcu nawet on nie chciał się z panem spotkać. W każdym razie – wizytę pańską odwołał.

Kiedy woda nieco opadła i już pana bezpieczeństwo było pewne, pojawił się pan w Głuchołazach, by opowiedzieć ludziom, na czym polega zjawisko powodzi. Jak cudnie! Przecież żyliby w nieświadomości, a tak – wytłumaczył im pan, że to straszne zjawisko. I że mają w związku z tym wiele kłopotów.

Czy sądzi pan, że prezydentowi  Czech nie przysługuje ochrona? A może nie jest aż tak cenny jak pan? No nie wiem…, ale widziałam, jak osobiście pomagał ludziom, nosił dary i inne ciężkie toboły… i nie przeszkadzał służbom w ratowaniu powodzian. Jak pan sądzi, może Petr Pavel jest po prostu ludziom potrzebny?




WESPRZYJ ceran.press

https://zrzutka.pl/7vbfmv#description

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Awantura w Zgierzu, czyli czego się nie dowiesz z Łódzkich Wiadomości Dnia (TVP3)

TVP3 - oglądalnośc? Nie ma.

Kobiety Konfederacji - majątek ruchomy