Felieton - Nie przeproszę i przeprosin nie oczekuję
![]() |
Fot. Unsplash/Mr Cup |
Z tego, co wiem, moi przodkowie byli ludźmi porządnymi. I po mieczu i po kądzieli. Nie słyszałam o żadnych rodzinnych tajemnicach z trupem w tle, czy choćby z jakąś grubszą czy drobniejszą aferką. Ale ważne jest tu sformułowanie: „z tego, co wiem”. A z pewnością nie wiem wszystkiego. Bo nikt nie może znać losów, a zarazem grzechów każdego swojego antenata. Naszą część Europy nawiedzały różne dziejowe zawieruchy – wojny, rewolucje, powstania, bunty. I ani ja, ani nikt nie może mieć pewności, kto i jak się zachował, czy nasi przodkowie zawsze byli wyłącznie bohaterami z kryształu. Jedni pewnie byli – inni nie. O ile mogę przyjąć, że moi dziadkowie, Zygmunt i Tadeusz nigdy nie splamili się żadnym świństwem a już na pewno nie mieli na sumieniu zbrodni, to co ja wiem o ich dziadkach, pradziadkach i innych praszczurach…? Mój odległy przodek był żołnierzem w carskiej armii i walczył w wojnie rosyjsko-tureckiej. Był wcielony do wojska w ramach przymusowej branki. I co ja wiem o jego poczynaniach? Czy był szlachetnym wojakiem, czy palił, gwałcił i rabował? Nie mam pojęcia. I nie dowiem się tego nigdy. Ale nawet gdyby miał na sumieniu obrzydliwe rzeczy, to czy ja miałabym za to dzisiaj odpowiadać?! Nie, nie zamierzam ani odpowiadać za przewiny przodka, ani tym bardziej – przepraszać. Bo ja, żyjąca swoim życiem, w swojej osobie i w swoim czasie – nie mam nic, ale to nic wspólnego z ewentualnymi występkami któregokolwiek z moich przodków.
A
ostatnimi czasy nasiliły się oczekiwania narodów do wzajemnego przepraszania się.
W mojej ocenie – oczekiwania tyleż niesprawiedliwe, co w dłuższej perspektywie –
głęboko szkodliwe.
Proszę
wybaczyć, ale wrócę jeszcze do moich rodzinnych przekazów. Otóż, moja rodzina
była na Wołyniu 80 lat temu. Wśród moich bliskich – ojciec. Opowiadał okropne
rzeczy o tym, co się tam działo. Ale mówił także o tym, że życie naszej rodzinie
uratowali ukraińscy sąsiedzi. Wiedzieli, że zbliżają się partyzanckie oddziały
i nie tylko, że nie przyłączyli się do rzezi na znajomych Polakach, ale ich w
porę ostrzegli. Niestety, inni Polacy mieli mniej szczęścia, albo gorszych sąsiadów.
Ojciec, jako historyk, dobrze rozumiał, że nic nie jest czarno-białe.
Tak,
byli wśród Ukraińców okrutnicy. I na Wołyniu, i w Auschwitz… 80 lat temu… i jeśli
żyje któryś z tych skurwieli, którzy torturowali, mordowali i rozdeptywali
niemowlęta – niech przeprasza. Tak – niech się kaja i niech przeprasza!!! Tylko
zaraz… ile lat on będzie miał dzisiaj? Najmłodsi mają koło setki. No,
ale jeśli żyją i nie mają Alzheimera –
niech błagają o wybaczenie. Niech
błagają starcy ukraińscy, niemieccy, chorwaccy ustasze…
Ale
powiedzcie mi, proszę, za co mają przepraszać dzisiaj ich dzieci (też już
starsi ludzie), wnuki, ich całe narody? Widzę w autobusie ukraińską matkę ze śliczną
córeczką i mam od niej żądać przeprosin za coś, co zrobił albo czego nie zrobił jakiś
jej dziadek czy inny wujek? Nie, nie oczekuję przeprosin ani od niej, ani od
jej prezydenta, ani od nikogo. Bo to w żaden sposób mojego życia nie odmieni. A
w nasze obecne relacje wleje smrodek. Tak, jeśli ktoś myśli, że takie
przeprosiny odniosą dobry, błogosławiony skutek, to się głęboko myli.
Powiem
więcej – ja osobiście nie zamierzam nikogo przepraszać za wojennych
szmalcowników, za Jedwabne, za pogromy. Bo uważam to, co tam robiono za
niewyobrażalne skurwysyństwo, którego z pewnością nigdy bym nie popełniła, potępiam
je w najwyższym stopniu i pogardzam sprawcami. I z tych samych powodów nie podpisuję
się pod tymi czynami i w imię jakichś porąbanych drani nie będę przepraszała. Mam
wśród przyjaciół Żydów i każdego, kto zechciałby zrobić im krzywdę nie tylko potępię ale będę walczyć w imię ich
dobra w każdy dostępny mi sposób. Ale przecież nie będę za tego kogoś
przepraszać! Nie ja.
Polacy
wobec Ukraińców też mają swoje winy. Skąpali we krwi ich wszystkie powstania w
walce o wolność kozaków od pańszczyzny, w walce o autonomię. Zwróćcie uwagę - nie używam formy „skąpaliśmy” bo ja nikogo
we krwi nie kąpałam. Ani w XVII wieku, ani nigdy. I kochani Ukraińcy, nie
oczekujcie, że będę was przepraszała.
Szwedom
też odpuszczę i nie chcę żadnych przeprosin za „potop”.
Słyszę
głosy, że taki „potop” to już dawne dzieje, a Wołyń to ciągle sprawa świeża,
ciągle żyją ci, którzy pamiętają. No i co z tego? To ile lat musi minąć, żeby
ofiara była mniej ważna? Już ta konstatacja wskazuje na cały absurd tych
oczekiwań.
Dopóki
narody będą sobie wypominać przeszłe dzieje, dopóki za zło nie będą odpowiadać
realni sprawcy a ich potomków będziemy obciążać nie ich winami, dopóty nigdy
nie zapanuje zgoda, nigdy nie będzie bezpiecznie, nigdy nie zaznamy pokoju ani
spokoju. Dopóki nie pozostawimy zmarłych w spokoju tam, gdzie leżą ich kości, dopóki
będziemy je bezcześcić w imię „godnego pochówku”, który im jest już obojętny a
niektórym żywym ma zaspokoić poczucie duchowego komfortu, dopóty człowiek człowiekowi
pozostanie wrogiem. Przeszłość w rękach historyków może być wielką i mądrą nauczycielką narodów, w rękach ideologów oraz ludzi żądnych zemsty i
zadośćuczynienia, będzie okrutną podżegaczką.
Dorota Ceran/ceran.press
Komentarze
Prześlij komentarz