"Święto Światełek" - dopóki świat nie oszalał z kretesem

 




Już tydzień minął od chwili, gdy w Łodzi odbył się Light Move Festiwal, często zwany przez łodzian „Świętem Światełek”. Ale komentarze nie cichną. Bo po raz pierwszy od 12 lat, czyli od pierwszej edycji wydarzenie wzbudziło prawdziwe kontrowersje. Do tej pory jeśli pojawiały się dyskusje, to dotyczyły estetyki poszczególnych pokazów i miejsc, na których się pojawiały. Jednym podobały się efekty świetlne na placu Wolności, innym lasery na Piotrkowskiej, innym bajkowy świat w Parku  Śledzia. Tym razem poszło jednak o coś zupełnie innego – o kwestie oszczędności, zużycia prądu i zabawy w chwili, gdy Polska zaciska pasa.

I pewnie bym się przyłączyła do głosów podnoszących te wątpliwości, gdyby nie kilka rozmów, które przeprowadziłam i gdyby nie kilka faktów i informacji, do których dotarłam.

Otóż, trzy wieczory (23, 24 i 25 września) w 45 miejscach w Łodzi rozbłysły feerią świateł. Jednocześnie w tym czasie wyłączone było oświetlenie miejskie. Jest ono znacznie mniej energooszczędne niż urządzenia emitujące pokazy. Każde z nich to rodzaj projektora, żeby nie powiedzieć – rzutnika zużywającego prądu mniej więcej tyle ile… żelazko.  Ci wszyscy, którzy narzekają na brak oszczędności, powinni żądać zatem zamknięcia kin, nieorganizowania festiwali filmowych, koncertów, spektakli teatralnych i innych tego typu wydarzeń, albowiem generują one nieporównanie więcej poboru prądu. Ale przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie tego żądać, prawda? Zwłaszcza po tym, jak instytucje kulturalne musiały przetrwać posuchę wywołaną kovidem.

W piątek poprzedzający „Święto Światełek” rozmawiałam z łódzkimi restauratorami, którzy także dostali po uszach w dobie pandemii, a rachunki za energię, które zaczynają dostawać, odbierają im dech w piersiach. Składali ręce do nieba, by nikomu nie przyszło do głowy odwołanie wydarzenia, bo to dla nich wielka szansa na przetrwanie kolejnych miesięcy, wypłacenie pensji pracownikom i niewindowanie cen. Z szacunków wynika, że w ciągu tych trzech wieczorów w święcie uczestniczyło 850 tysięcy osób. Większość z nich korzystała z food trucków, restauracje były pełne i gwarne, klienci wchodzili do sklepów, z których wiele do późna pozostawało otwartych na Piotrkowskiej. Nie narzekali na brak gości także łódzcy hotelarze, bo do Łodzi przyjechało wielu turystów z całej Polski a i wielu spoza kraju.  To jest bezsporny zysk.

Organizatorem festiwalu jest Fundacja Lux Pro Monumentis, która jest organizacją pozarządową w znacznym stopniu wykazującą się troską o zachowania proekologiczne, czego przykładem jest trwający projekt fundacji – „Eko podwórko”. Jest to zatem organizacja, której można zaufać, że dobrze zbilansowała wszystkie za i przeciw w związku z organizacją „Święta Światełek”.

W tym roku było jak zwykle pięknie. Każdy, kto był  ma z pewnością swoje ulubione pokazy – niezmiennie popularnością cieszą się mappingi prezentowane na elewacji cerkwi pw. Aleksandra Newskiego. Znakomita impreza, połączona z koncertem odbyła się na placu Dąbrowskiego. Ale to, co mnie urzekło to bajkowy świat Parku Sienkiewicza. Kiedy weszłam do parku zanurzyłam się w muzyce Mozarta (ten to naprawdę sprawdza się w każdej sytuacji, nawet tak ludycznej jak LMF) i odrealnionej, niewysłowienie pięknej przestrzeni zbudowanej ze światła i   parkowej zieleni. I dopóki festiwal będzie się odbywał, dopóty będę wiedziała, że świat nie oszalał z kretesem.


© Dorota Ceran/ceran.press 

 Przedruki są możliwe z zastrzeżeniem podania źródła. 

 ceran.press to

 456590


 wyświetleń. Gdyby za każdym kryła się 1 złotówka... kto by nas zatrzymał? Czytasz? Jeśli możesz wesprzeć, zrób to, korzystając z linku:


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Awantura w Zgierzu, czyli czego się nie dowiesz z Łódzkich Wiadomości Dnia (TVP3)

TVP3 - oglądalnośc? Nie ma.

Kobiety Konfederacji - majątek ruchomy