Z ostatniej chwili - Konwencja Małgorzaty Kidawy-Błońskiej








Fot. Dorota Ceran

Sobota upłynęła pod znakiem konwencji prezydenckich Władysława Kosiniaka-Kamysza w Jasionce i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w Warszawie.
Każde ze spotkań miało swoją temperaturę, swój scenariusz i logikę wydarzeń. Oba obliczone były, jak zwykle w takich wypadkach na wzbudzenie entuzjazmu wśród elektoratu, naładowanie akumulatorów aktywistom, którzy mają ponieść w świat zdobytą podczas konwencji energię oraz na przekazanie konkretnych informacji.
Z relacji wiem, że oba spotkania były bardzo energetyczne, konkretne w deklaracjach i dające wiele nadziei.
Konwencję Małgorzaty Kidawy-Błońskiej obserwowałam bezpośrednio, byłam na  miejscu, miałam zatem okazję przyjrzeć się nie tylko oficjalnym wystąpieniom, dostępnym szerokiemu ogółowi dzięki mediom, ale także tzw. bokom. Widziałam reakcje ludzi, wymianę spojrzeń, Widziałam, kiedy słuchali uważnie, a kiedy nieco mniej, co przykuwało życzliwą uwagę a co irytowało.
Znakomitym pomysłem organizatorów był fakt, że główna bohaterka wydarzenia po pojawieniu się w sali i powitaniu przybyłych (przeszła wśród tłumu tak, że niemal każdy mógł czuć się przywitany osobiście mimo ogromnej rzeszy ludzi) usiadła wraz z mężem nie w pierwszym rzędzie lecz w którymś tam... wśród ludzi. Nie stworzono loży dla VIPa, co było naprawdę strzałem w dziesiątkę. Ludzie mieli kandydatkę tuż, mogli wymienić z nią spojrzenia, widzieć wzruszenie na jej twarzy podczas licznych owacji.
Dużą radość obecnym sprawili ubrani w stroje ludowe górale. Nie dominowali, nie stanowili tła ani scenografii jak to się czasami widzi podczas spotkań z innymi kandydatami. Po prostu byli wśród ludzi – jeden tu, dwóch gdzieś tam dalej, kilku jeszcze z drugiej strony hali. Może nawet nie znali się osobiście. Ale ich obecność była w mojej ocenie symboliczna zważywszy na to, że popularnie Podhale nie jest kojarzone z obozem liberalno-demokratycznym. Jak się okazuje, nie do końca sprawiedliwie. 

Fot. Dorota Ceran
O ile wystąpienie Borysa Budki otwierające spotkanie było oczywistą oczywistością, o tyle już kolejne stanowiły swego rodzaju zaskoczenie: ojciec zamordowanego Igora Stachowiaka, przedstawiciel armii, osoba niepełnosprawna wspierana przez rodzica, właściciel rozjechanego przez BOR seicento, któremu władza próbuje rozjechać życie... Wszyscy wystąpili w roli symbolu, który chyba najtrafniej ujął w słowa Maciej Stachowiak mówiąc, że żyjemy w kraju, gdzie za przekręcenie licznika w samochodzie można iść siedzieć w anclu na pięć lat, a za zabicie człowieka – na dwa. Tych wszystkich słów kierowanych do kandydatki jako do ostatecznej instancji i ostatniej nadziei wszyscy słuchali w skupieniu i ciszy.
Szmer i lekki pomruk niezadowolenia pojawił się w chwili, gdy na scenę wkroczyli przedstawiciele strajku klimatycznego. Jak się okazuje, nie byli przewidziani, nikt ich nie zapraszał, stanowili nadprogramowy punkt wydarzenia. I pewnie nikt nie miałby do nich żalu, bo przecież poruszali kwestie niezwykle ważne i nikomu nie obojętne, gdyby nie forma, którą przyjęli. To był moment, w którym sama odpowiedziałam sobie na pytanie: co mnie w większości tego typu akcji denerwuje? I już wiem!  Ci młodzi ludzie są po prostu niesympatyczni!!!!!! Są zwyczajnie niegrzeczni, nieuprzejmi, do obecnych – w tym kandydatki na prezydenta zwracali się słowami: „Widać, że w waszym interesie jest mieszanie kwestii smogu z klimatem, jednak czas na mydlenie oczu społeczeństwu się skończył. Osoba kandydująca musi zrozumieć, że urząd prezydenta niesie za sobą konieczność podejmowania odpowiedzialnych decyzji” (Tytus Kiszka)  Pomijając już fakt, że weszli na scenę przerywając wystąpienie innego działacza ekologicznego, Józefa Drzazgowskiego, który chyba wydał im się za mało radykalny. Później jeszcze przerwali wystąpienie samej Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, która poradziła sobie znakomicie, w sposób kulturalny ale dość stanowczy przywracając normalny bieg rzeczy. Młodzi ludzie znowu wykazali się brakiem wychowania odmawiając podania ręki kandydatce mimo że to oni wtargnęli na nie swój teren. Wiem, że młodość bywa radykalna, wiem, że ma swoje prawa, ale może ktoś bardziej doświadczony mógłby tym dzieciakom uświadomić, że w ten sposób wylewają dziecko z kąpielą. Jeśli najbardziej wartościowe idee są bowiem przekazywane w sposób, który budzi dezaprobatę, który jest obraźliwy i zwyczajnie niesympatyczny, mogą zostać zaprzepaszczone. A szkoda!
Oczywiście, najważniejszym punktem był przedstawiony przez kandydatkę program. Była mowa o polityce zagranicznej, przywróceniu właściwych relacji z Unią Europejską, o bezpieczeństwie w sieci (Rada Bezpieczeństwa Informacyjnego), o dbałości o klimat (Rada Bezpieczeństwa Klimatycznego), uwolnieniu podatkowym emerytur, dbałości o seniorów, o nakłady na kulturę. Wszystko to w formie projektów prezydenckich ustaw. Jeden z punktów zrobił na mnie szczególnie duże wrażenie, ponieważ wielokrotnie zastanawiałam się nad tą kwestią. Otóż, Małgorzata Kidawa-Błońska zapowiada pomoc ze strony państwa dla dzieci, których bliscy muszą dzisiaj zbierać pieniądze za pomocą zrzutek na ratowanie ich życia. Za każdym razem, kiedy taką zrzutkę widzę, dostaję dreszczy. Oczywiście, każdy z nas stara się pomóc. Ale jak to jest, że bez zebrania miliona, dwóch, trzech... dziecko skazane jest na śmierć?! Kandydatka pyta, a ja za nią – gdzie jest państwo?! Ano jest tutaj, tyle że obecny prezydent w jego imieniu rozważa podpisanie zgody na przekazanie dwóch miliardów złotych na to, by pani Danuta Holecka mogła nadal zarabiać 40 tysięcy miesięcznie sącząc z ekranu swój północnokoreański jad. Wśród obecnych widziałam pełną aprobatę dla tego punktu programu wygłoszonego przez Małgorzatę Kidawę-Błońską.  Chyba największą.



Przedruki są możliwe pod warunkiem podania źródła publikacji


                                                       © Dorota Ceran/ceran.press



Książkę "Maszyny księcia Raimondo" kupisz tutaj:
Tu kupisz e-book i książkę drukowaną, kórą dostaniesz przesyłką na wskazany adres:




Z serwisem Ceran.Press współpracują

dawniej




GŁÓWNY SPONSOR KSIĄŻKI
A ja Łódź wolę...












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Awantura w Zgierzu, czyli czego się nie dowiesz z Łódzkich Wiadomości Dnia (TVP3)

TVP3 - oglądalnośc? Nie ma.

Kobiety Konfederacji - majątek ruchomy