W wolnych mediach - Skwer Wolności (wywiad)
Z przyjemnością, radością i dumą przedstawiam Państwu wywiad, którego udzieliłam portalowi SKWER WOLNOŚCI.
O książce "A ja Łódź wolę", o ludziach opozycji i polskich grzeszkach rozmawiała ze mną
Katarzyna Wyszomierska: Ostatnio
spotkałyśmy się na w Łodzi na KORD. Byłaś tuż przed premierą wywiadu-rzeki z
prezydent Hanną Zdanowską. Książki jeszcze nie czytałam, więc zdradź jakie pani
prezydent ma cechy, które pozwoliły jej tak miażdżąco wygrać z kandydatem PiS?
A może to nie była jej zasługa, tylko jakieś inne okoliczności sprawiły, że
wyborcy odwrócili się od „dobrej zmiany” w Twoim mieście?
Dorota Ceran: Na początku muszę zrobić
jedno sprostowanie, dla mnie bardzo istotne. „A ja Łódź wolę” nie jest
wywiadem-rzeką. Ta książka nawet nie ociera się o ten gatunek. Przyjęłam
zupełnie inną konwencję. Opisałam świat, Polskę i Łódź od lat sześćdziesiątych
do dzisiaj z mojej, subiektywnej perspektywy. Hanna Zdanowska słuchała tekstu i
w stosownych momentach komentowała. Nie jest to więc linearna opowieść o niej,
lecz rozmowa dwóch kobiet, które łączy ten sam wiek, to samo miejsce
pochodzenia, wychowania i życia, i te
same dziejowe kamienie milowe. I uwypuklają się dwie różne perspektywy. Dzięki
takiej konwencji rozmawiałyśmy o rzeczach, które nigdy nie pojawiłyby się
w wywiadzie-rzece uzależnionej jednak od ścisłej biografii rozmówcy-bohatera.
K.W.: Jakie cechy Hanny Zdanowskiej są miarą jej sukcesu?
Co
najmniej kilka. Przede wszystkim – pragmatyzm i upór w działaniu, konsekwencja.
Można jej ufać, że jak zapowiada jakieś działania, inwestycje, projekty, to to
się z pewnością wydarzy. Może z opóźnieniem (przy tak ogromnych przeobrażeniach
miasta to w pełni zrozumiałe), może w nieco
innej odsłonie – ale się wydarzy. Poza tym – te tysiące rozmów z
łodzianami. Spotkania z ludźmi wszędzie: na ulicach, w parkach, w Radach
Osiedli, bibliotekach, domach kultury, podczas wydarzeń kulturalnych. Ona
zawsze znajduje na to czas, chociaż doprawdy nie mam pojęcia, jak to robi.
Też
byłam zdziwiona, że podczas kongresu podeszła do prezentowanej przez portal
wystawy i zainteresowaniem dopytywała mnie o bohaterki zdjęć. Wydaje się nie
mieć problemu z nawiązywaniem serdecznego kontaktu. Choć pewnie czasu jej
brakuje na tego typu spotkania…
O tak, choć zaraz pewnie
odezwą się ci, którzy mówią: A z nami się nie spotkała, chociaż prosimy od
miesięcy!!! No cóż, z pewnością w tym czasie była na spotkaniu w innej części
miasta, a nie ma zdolności do bilokacji. Na razie. A poza wszystkim – dała
łodzianom po raz pierwszy od pokoleń poczucie, że ktoś o nich myśli i chce coś
dla nich zrobić.
Łodzianie
chyba nie są łatwi do rządzenia nimi?
My jesteśmy specyficzną społecznością,
która się długo przygląda, rozważa, mało angażuje. Do czasu, kiedy coś ją
wkurzy. Prezydent Kropiwnicki bezkarnie nie robił nic, bezkarnie jeździł bez
jednej przerwy do Izraela, gdzie był częściej chyba niż w Łodzi, bezkarnie
ubierał siebie i urzędników magistratu w idiotyczne maciejówki i szarfy
niczym miss Polonia. I nic. Ale jak wybudował fontannę przy Placu Dąbrowskiego
– łodzianie nie zdzierżyli. I odwołali go w trybie pilnym. Zobacz tę
fontannę, to zrozumiesz.
Łodzianie marudzili
trochę na remonty inicjowane przez Hankę (tak tu w Łodzi na panią prezydent
mówimy: Hanka, pani Hania, Zdanosia, co jest przejawem familiarnych relacji
i sympatii) ale ponieważ robota szła naprzód i widać było efekty,
milczeli, zaciskali zęby stojąc w korkach po horyzont. Ale kiedy sformułowano
wobec niej jakieś bzdurne zarzuty dotyczące życia prywatnego, ludzie
powiedzieli: basta! I wyszli na ulicę pod hasłem #MuremZaHanką. I o bladym, zimowym świcie przyszli na jedno jej wezwanie otworzyć Dworzec
Fabryczny. Stąd i teraz to gigantyczne poparcie. I powiem Ci, że jeżeli ktoś
lodzermenschom zechce jeszcze robić jakieś wstręty w sprawie Hanki, to
będzie musiał w Łodzi ogłosić stan wojenny. Żeby była jasność.
Wracając
do KORD, bo wkrótce odbędzie się jego kolejna edycja, zapytam jak oceniasz
pierwszą?
Takie spotkania są
świetne i z pewnością potrzebne, bo ludzie muszą się od czasu do czasu spotkać,
skonfrontować opinie, wymienić doświadczeniami. Nauczyć czegoś.
Jednak jest coś, co mi
bardzo przeszkadza: ten pan nie przywita się z tym panem, bo go nie lubi,
tamten obraził się na tamtego, ci patrzą bykiem na tamtych... Myśmy zrobili więcej! Ale my lepiej! A
wy, a oni! To jest dla mnie coś
okropnego i to, niestety, widać gołym okiem. Wiadomo, że to wszystko są ludzie
kulturalni i nie skaczą sobie jawnie do oczu, ale jak się co nieco wie, a do
tego umie się patrzeć, przyglądać (a ja mam tę cechę, że uwielbiam przyglądać
się ludziom) - to widać. Proszę Państwa!!!! To widać!!! „...próby
scalenia opozycji ulicznej od prawa do lewa nie mają żadnej szansy powodzenia.
(...) Z czekistami nie łączy mnie nic. Podobnie - z siostrami z Archeo mogę
konie kraść, z tymi z Genetrix nie chcę mieć pudełka zapałek na spółkę. I niech
tak pozostanie” - napisał niedawno
Maciej Bajkowski. Zgadzam się z nim z wyjątkiem ostatniego zacytowanego zdania.
Tak pozostać nie powinno. Przynajmniej do czasu odzyskania straconego domu. Jak
go już odzyskamy, to meblujmy go sobie na nowo. Teraz nie czas na nasze spory,
bo to jest woda na młyn PiSu. Różnimy
się, bo jesteśmy liberalni i wolni i nie rządzi nami przekaz dnia. Ale jeden
przekaz powinniśmy mieć w głowie: pogonić PiS a nie siebie nawzajem.
W
Łodzi na Kongresie prezentowały się grupy, które moim zdaniem miały silny
wpływ, jeśli nie na wynik wyborów, to przynajmniej na frekwencję. Ja bliżej
przyglądam się działaniom Lotnej Brygady Opozycji, Ty z racji miejsca
zamieszkania, obserwujesz pracę ekipy "Błysk Budzik” i tej związanej z
akcją LIŚĆ DEMOKRACJI. Czy uważasz, że należałoby zintensyfikować działania
grup pracujących w tak zwanym terenie?
Ani Błysku ani Liścia nie
da się chyba bardziej zintensyfikować, bo ludzie w końcu padną. W Łodzi fantastycznie, wspaniale działała
w czasie wyborczym grupa związana z Łódzką Arką Demokracji przy łódzkim KODzie,
która włożyła gigantyczną, naprawdę GIGANTYCZNĄ pracę wspierającą demokratyczny
komitet wyborczy i edukującą społeczeństwo. Z jednej strony do upadu tłumaczyli
na setkach spotkań, dlaczego trzeba iść na wybory, z drugiej organizowali
szkolenia dla obserwatorów przy komisjach wyborczych. Nie spali, nie
odpoczywali, zasuwali całymi nocami i dniami.
I
w Łodzi efekt był.
I to jaki! Duża
frekwencja to naprawdę sukces. Co można zrobić więcej? Nie mam pojęcia.
Ale
może właśnie z kolejnej edycji KORD wyjedziemy z nowymi pomysłami? Czy
wybierasz się na kongres, który tym razem odbędzie się w stolicy?
Do stolicy zawsze chętnie się wybieram. Przecież „Łódź
– Warszawa, wspólna sprawa”. Na tego typu spotkaniach ożywcze są dla mnie
rozmowy kuluarowe, czasami uda się nawet na boku jakiś wywiad zrobić (jak
ostatnio z Dorotą Stalińską).
Na panelach bywa różnie. Czasami, niestety, będąc na którymś
tam podobnym kongresie, łapię się na tym, że „oho, a ja to już gdzieś
słyszałam”. Nie zawsze, ale zdarza się.
Wracając do rozważań o problemach opozycji i tego, że
ciągle jeszcze niektórzy uważają, że „moje jest mojsze”, to może warto zrobić uczestnikom
spotkania warsztaty z zakresu integracji? Taki mam pomysł na kongres… Może
faktycznie, któraś z grup, przywiezie jakiś pomysł wart powielenia? Coś, co
przyda się przed kolejnymi wyborami…
Przedruki są możliwe pod warunkiem podania źródła publikacji
© Dorota Ceran/ceran.press
GŁÓWNY SPONSOR KSIĄŻKI
---------------------------------------------------------------------------------------------
Przedruki są możliwe pod warunkiem podania źródła publikacji
© Dorota Ceran/ceran.press
GŁÓWNY SPONSOR KSIĄŻKI
---------------------------------------------------------------------------------------------
Komentarze
Prześlij komentarz