ARTYKUŁ - Kim jest Georgette Mosbacher?
Źródło wszystkich zdjęć: www.google.pl
W tym roku urząd
dwudziestego dziewiątego ambasadora Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej w
Rzeczpospolitej Polskiej objęła po raz pierwszy kobieta - Georgette Mosbacher.
Kim jest ta malownicza osoba, która w pierwszym
ekskluzywnym wywiadzie przeprowadzonym przez Piotra Kraśkę na antenie TVN powiedziała:
„Wiem, że to niełatwe. Wszyscy, także moi
szefowie, mówią mi, że nie można tak mówić, ale i tak to powiem: jestem gotowa
do końca przyszłego roku zakończyć sprawę wiz”?
Oczywiście,
najważniejsze w życiu politycznym, społecznym są walory intelektualne, moralne,
światopoglądowe polityka. Kiedy mówimy o kobiecie, komentowanie wyglądu,
stroju, sposobu noszenia może być
poczytywane jako seksistowskie a przynajmniej – niestosowne. W tym wypadku
jednak nie sposób pominąć stylizacji pani ambasador, noszącej się niczym
hollywoodzka gwiazda, w sposób na wskroś amerykański. Trochę tak, jakby do
Warszawy zawitały Joan Collins i Rita Hayworth w jednej osobie.
Jednak niech nas
nie zmyli ten słodki wizerunek. Georgette Mosbacher to twarda bizneswoman i
doświadczony polityk. I sprytna, żeby nie rzec - cwana kobieta, która
tłumaczyła w jednej ze swoich książek „jak korzystnie wyjść za mąż i jeszcze korzystniej
się rozwieść.”
Pani Mosbacher przyszła na świat 1947 w Highland w
stanie Indiana jako Georgette Paulsin. W wieku siedmiu lat straciła w wypadku
samochodowym ojca, co zmusiło matkę do podjęcia pracy zawodowej. W związku z tym
mała Georgette została obarczona obowiązkiem sprawowania opieki nad jeszcze
młodszą trójką rodzeństwa – bratem George'em i
dwiema siostrami - Melody i Lyn. Od
wczesnych lat pracowała i oszczędzała, by opłacić studia, które podjęła na Uniwersytecie
Indiana. Ukończyła je licencjatem z pedagogiki w roku 1969.
Jednak edukacja nie stała się jej życiową domeną. Zaraz po
studiach założyła firmę kosmetyczną, lecz nie odniosła wówczas sukcesu jako
przedsiębiorca. Po upadku firmy podjęła
pracę dla Fabergé i wyszła za mąż za swojego szefa - Roberta Muire (kolejni mężowie to - George Barri i Robert
Mosbacher, wszyscy ze statusem ex). W 1987 r. kupiła podupadający koncern
kosmetyczny La Prairie i przeprowadziła jego udaną
restrukturyzację. Po czterech latach
sprzedała go niemieckiemu koncernowi Beiersdorf. W 1992 założyła
firmę Georgette Mosbacher Enterprises, zajmującą się doradztwem
marketingowym i została jej szefem. W następnych latach kierowała
działalnością firmy kosmetycznej Borghese. Jako osoba zawodowo związana z przemysłem
kosmetycznym, pani Mosbacher jest gorącą zwolenniczką perfekcyjnego, mocnego
makijażu, koloryzacji włosów i operacji plastycznych. Mimo że mocno krytykowana
przez niektóre środowiska za tę stronę swojej osobowości, potrafi na tyle
umiejętnie korzystać z form upiększania i odmładzania, że faktycznie w
naturalny sposób wygląda na osobę
znacznie młodszą niż jest w rzeczywistości.
Jeszcze na studiach Georgette określiła się politycznie i związała z Partią
Republikańską. Z czasem zdobyła sobie na
tyle wysoką pozycję, że zasiadła we władzach partii odpowiadając za jej
finanse. Co istotne, jest pierwszą kobietą, która została przewodniczącą
stowarzyszenia republikańskich gubernatorów. Jej silne związki z republikanami
nie przeszkodziły Barackowi Obamie w powołaniu jej w 2016 roku na stanowisko
członka Komisji Doradców ds. Dyplomacji. Myślę więc, że komentarze pojawiające
się w prasie mówiące o kompletnym nieprzygotowaniu pani Mosbacher do pracy
dyplomatycznej są mocno nietrafione.
Wspominałam, że mimo wyglądu rozkosznej laleczki, pani ambasador jest
osobą twardą i sprytną. Może o tym świadczyć historia z 1990 roku, nieco
anegdotyczna, jednak idealnie obrazująca charakter jej bohaterki. Otóż, w
hotelu Barbizon w Nowym Jorku uzbrojony w pistolet maszynowy napastnik próbował
zmusić ją, aby weszła do jej pokoju hotelowego. Jednocześnie żądał wydania
pieniędzy i kosztowności. Georgette Mosbacher grała na zwłokę, udając, że nie może
otworzyć drzwi. W międzyczasie wolno
zaczęła przekazywać napastnikowi swoją osobistą biżuterię - kolczyki, pierścionki. W ten sposób doczekała
na przyjazd windy z trzema pasażerami w środku. W tej chwili z całej siły uderzyła napastnika swoją torebką, wskoczyła
do windy i uciekła.
Wśród wielu zalet pani ambasador dostrzegam rysę. Jest nią wieloletnia
przyjaźń z obecnym prezydentem USA – Donaldem Trumpem. Jeśli wierzyć przysłowiu:
„Pokaż mi swoich przyjaciół, a powiem ci, kim jesteś” to trochę słabo. Ale...
Ale spójrzmy na to z drugiej strony! Jeśli przysłowie odwrócimy...?
13 lutego 2018 Biały Dom ogłosił nominację Georgette
Mosbacher na stanowisko ambasadora w Polsce w miejsce ustępującego Paula
W. Jonesa. 12 lipca Senat zatwierdził jej wybór. 27 sierpnia
2018 w polskim MSZ złożyła kopię listów uwierzytelniających, a oryginał
przekazała 6 września na ręce prezydenta Andrzeja Dudy.
I tu dochodzimy do niezwykle ważnej konstatacji. Donald Trump, którego
postawa polityczna budzi sprzeciw
wszystkich demokratycznych środowisk obu naszych kontynentów, który z wyraźną niechęcią odnosi się do struktur
Unii Europejskiej, którego nacjonalizm jest zdumiewający w kraju powołanym do istnienia
przez imigrantów – musi liczyć się z opozycyjnymi siłami politycznymi w
kraju, nie może także lekceważyć krytycznych uwag członków partii, którą sam
reprezentuje. A co za tym idzie –
ambasador reprezentujący jego administrację ma prawo do własnych opinii,
niekoniecznie spójnych z przesłaniem samego Trumpa. I tak, pani Georgette Mosbacher zapowiedziała, że będzie upominać
się o demokrację i wolność słowa w Polsce. Podczas przesłuchań w Senacie skrytykowała
ustawę o IPN i opowiedziała się za przyjęciem przez Polskę pewnej liczby
uchodźców sugerując, że Polska powinna wziąć na siebie „sprawiedliwy udział” w
rozwiązaniu problemu ludzi, którzy znaleźli się w bardzo trudnym położeniu.
Georgette Mosbacher skrytykowała także ustawę o IPN a nawet przypisała
jej wywołanie fali antysemityzmu w Europie wschodniej („Niestety został on
wywołany przez prawo dotyczące Holokaustu, które Polska niedawno
uchwaliła"). Te słowa spotkały się
z krytyczną oceną ze strony polskiej delegacji rządowej, która przebywała w
Waszyngtonie podczas przesłuchania (wówczas przyszłej) pani ambasador w Senacie. Wiceminister Bartosz
Cichocki miał poruszyć tę sprawę podczas spotkania z asystentem sekretarza
stanu USA do spraw Europy i Eurazji Wessem Mitchellem. Jeśli poruszył, to jak
widać – bez oczekiwanego sukcesu.
Nie mam specjalnie nadziei na to, że faktycznie Georgette Mosbacher dokona
cudu wizowego, zwłaszcza, że w nadchodzących wyborach uzupełniających do
Kongresu (6 listopada) Amerykanie wybiorą całą Izbę Reprezentantów
oraz 1/3 przedstawicieli Senatu. Analizy
wskazują, że republikanie mogą stracić przewagę w Izbie Reprezentantów a wówczas...
pani Mosbacher będzie miała znakomitą wymówkę do niewypełnienia obietnicy.
Proszę się nie martwić, Pani Ambasador, przyzwyczailiśmy się.
Praca nad artykułem była możliwa dzięki wsparciu Bożeny Ziemniewicz.
Przedruki są możliwe pod warunkiem podania źródła publikacji
© Dorota Ceran/ceran.press
GŁÓWNY SPONSOR KSIĄŻKI
---------------------------------------------------------------------------------------------
Komentarze
Prześlij komentarz