FELIETONY - Faktury Kijowskiego
Pierwszy
raz zetknęłam się z Mateuszem Kijowskim w Łodzi podczas flash moba zorganizowanego
pod ośrodkiem TVP w obronie niezależności mediów. Ten dzień był dla mnie szczególny. Wiedziałam, że lada dzień
odejdę z TVP, w której przepracowałam ćwierć wieku. Wiedziałam, że bardzo źle
zaczyna się dziać z moją ukochaną firmą. I bolała mnie świadomość, że z okien,
zza żaluzji łypią na protestujących oczy
moich serdecznych kolegów, którzy oddalali się ode mnie z szybkością światła.
Rzadko płaczę, właściwie – nigdy. Ale wtedy łzy zasnuwały mi obraz, byłam
smutna, wściekła, nieszczęśliwa. Mateusz mnie z tamtego okresu z pewnością nie pamięta,
byłam częścią tłumu. Patrzyłam na gościa z włosami spiętymi na karku i widziałam
człowieka pełnego charyzmy i energii.
Widziałam człowieka, który może poprowadzić ludzi przeciwko złu. Podeszłam wówczas do niego, by
uścisnąć rękę i powiedzieć „Dziękuję”. I myślałam, jakie to okropne, że my tu
protestujemy w imieniu tych, co za żaluzjami, a oni się do nas nie przyłączają...
Potem były inne marsze, spotkania...
Kilkakrotnie witałam się z Mateuszem, który chyba zaczął mnie troszkę kojarzyć.
Zamieniliśmy kilkakrotnie parę zdań,
potem interakcja na Facebooku, także z Magdą, jego dzielną, mądrą żoną.
Cieszyłam się, że wyrasta nam w przestrzeni publicznej ktoś, kto być może
zaradzi złu, pociągnie za sobą ludzi, postawi tamę nadciągającemu szaleństwu. Widziałam w nim wielką nadzieję.
Było oczywiste, że władza zrobi wszystko, by wyeliminować
Kijowskiego z przestrzeni publicznego sprzeciwu. Facet, który w kilka godzin
był w stanie powołać do życia wielotysięczną, silną organizację, jaką okazał
się KOD, był śmiertelnie niebezpieczny. Ciekawa byłam, co zrobią, w jaki sposób
zechcą podłożyć mu nogę? Nie kazano mi
długo czekać. Wszyscy wiemy, co stało się później. Oskarżenia o
sprzeniewierzenie kasy KOD-u, o niespłacone alimenty. Majstersztyk.
Uderzono w najczulsze punkty – jak można narazić na straty finansowe
szlachetny, spontaniczny ruch społeczny?! Jak można skąpić dzieciom? Każda
dyskusja przy takich zarzutach umiera w zarodku...
A ja jakoś nie potrafiłam przyłączyć się do chóru
oburzonych, nie miałam ochoty schylać się po kamień... Wiele w życiu widziałam,
sporo przeżyłam, jestem kopalnią doświadczeń i wiem, że to przyszło jakoś zbyt
łatwo, zbyt szybko. I zbyt wielką radość
i satysfakcję widziałam w oczach żołnierzy
dobrej zmiany.
Mateusz nie był moim znajomym, nie chodziliśmy razem do
szkoły, nie studiowaliśmy na jednej uczelni, nie współpracowaliśmy w żadnym
wymiarze. Nie mam żadnych prywatnych powodów aby mu ufać czy nie ufać. Ale mechanizm
wydawał mi się zbyt prosty, zbyt grubymi nićmi szyto... I te pełne satysfakcji
uśmieszki kolegów, którzy później wskoczyli na jego miejsce. Żeby choć udawał
jeden z drugim, że mu przykro... Gdzie tam! Nie mogli ukryć radochy!
To były jednak tylko moje przeczucia, przeświadczenie...
Dzisiaj wiem, że miałam rację. Przeanalizowałam Mateuszowe faktury (i te
KOD-owskie i te alimentacyjne), które są dostępne w przestrzeni medialnej, wystarczy
zajrzeć[1]. Wynika z nich, że owszem, MKM-Studio wystawiło
faktury za dziewięciomiesięczną, pełną obsługę potrzeb internetowych KOD – u.
Wynika też, że jedna trzecia wpływów została przez MKM-Studio zwrócona, jako
błędnie wypłacona. I jakoś nie mogę się w tych wszystkich rozliczeniach dopatrzyć
niczego nieetycznego. Nieetyczne zaś wydaje
mi się to, że zarząd ustalił, iż będzie finansował pracę wykonywaną
przez Mateusza Kijowskiego, a potem się zaparł w żywe kamienie.
„W
marcu 2016 roku Zarząd KOD-u wraz z Komitetem Społecznym „KOD” podjął decyzję,
że część mojego zaangażowania w KOD – tę związaną z realizacją usług
informatycznych i utrzymywaniem infrastruktury – będzie finansował. W
drodze ustaleń miedzy MKM-Studio a KS„KOD” zapadła decyzja, że
najwłaściwszą formą – najbardziej czytelną i opartą na faktach, będzie
wystawianie faktur przez MKM-Studio dla KS„KOD”.[2]
Z jednej strony – słyszę
zarzuty, że płacono Mateuszowi Kijowskiemu za pracę wykonywaną bez jednej przerwy,
dzień w dzień, od rana do nocy, non stop a la long. Z drugiej strony – krzyczą „Alimenciarz!”.
Przepraszam, ale to jakaś niespójność chyba jest. Bo nie da się płacić bez
zarabiania. Sama wiem najlepiej.
Prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie rzekomego
uchylania się od płacenia alimentów przez Mateusza Kijowskiego, a faktury wykazują,
że od 2006 roku do dzisiaj alimenty są nie tylko przekazywane na rzecz dzieci
systematycznie, ale ze sporą nadwyżką.
Od
2006 trwa postępowanie komornicze – tłumaczy Mateusz - bo wówczas
straciłem pracę i kiedy dwa razy po około 13 miesięcy byłem bezrobotny. Gdybym
z nadwyżką płacił, to by nie było komornika, ona pojawiła się w ostatnich
latach. Od początku zawsze starałem się
jak najpełniej wywiązywać z moich zobowiązań wobec dzieci. Nawet pożyczałem
pieniądze, żeby wywiązywać się chociaż częściowo z należności. To wszystko
wykazują zestawienia od komornika i przelewy.
Moim
dzieciom nigdy niczego nie brakowało. Skończyły nawet prywatne szkoły. Dzisiaj
wszystkie są dorosłe.
Kiedy
na początku 2017 roku po doniesieniach prasowych i zgłoszeniu przez komornika
Prokuratura w Pruszkowie podjęła postępowanie w sprawie rzekomego uporczywego
uchylania się przeze mnie od płacenia alimentów. 28 czerwca 2017 postępowanie
zostało umorzone. W uzasadnieniu podano, że nie występują przesłanki do
stwierdzenia tego przestępstwa.[3]
A ludzie gadają, gadają,
gadają.... Raz rzucona kalumnia może człowieka zatłuc. Społecznie, moralnie, rodzinnie...
Trudno się z tym walczy. Ale koniecznie trzeba, w imię zwykłej ludzkiej
solidarności. Bo kto się ujmie za nami, gdy już wszystkich pozwolimy przegnać?
[1] audyt.kijowski.net
[2] http://audyt.kijowski.net/index.php/faktury/
[3] http://audyt.kijowski.net/index.php/alimenty/
Przedruki i kopiowanie są możliwe pod warunkiem podania źródła.
oraz tym, którzy życzą sobie pozostać anonimowi
GŁÓWNY SPONSOR KSIĄŻKI
©
Dorota Ceran/ceran.press
Przedruki i kopiowanie są możliwe pod warunkiem podania źródła.
oraz tym, którzy życzą sobie pozostać anonimowi
Z serwisem Ceran.Press współpracują
GŁÓWNY SPONSOR KSIĄŻKI
A ja Łódź wolę...
________________________________________________________
Mateusza poznałem pod TK już na pierwszym proteście. Dziesiątki razy ściskałem jego dłoń i zawsze to robię na ulicznicach i spotkaniach. Podziwiam Go i bardzo szanuję a to co mówią i piszą o Nim jest żałosne. Pewnie jak co niedziela spotkamy się na literiadzie pod padem.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuń