Jak to z TVP i PiS było
w reżyserce pani Lichockiej to czysta farsa. Farsa, która świadczy o ogromie
bezczelności, o draństwie, chamstwie… już doprawdy brak mi słów na
nazwanie tego, co się wyprawia. A nieczęsto brak mi słów…
PiS opowiada o zamachu na
„wolne media”. Już nie chce mi się tego komentować. Oglądałam te „wolne
media” służbowo (bo przecież nie dla przyjemności czy chęci uzyskania informacji) w ramach
Obserwacji Towarzystwa Dziennikarskiego i mam jasny pogląd na to, co stało się z
firmą, która była moim miejscem na ziemi przez 26 lat.
Mam pamięć jak słoń, i do
dziś mam przed oczami kadry z programu „Minęła Dwudziesta” z listopada 2015
roku, kiedy ówczesny, świeżo powołany minister Piotr Gliński na pytania
dziennikarki, Karoliny Lewickiej nie chciał udzielić odpowiedzi, a przyciskany
do muru wygłosił słynne zdanie „To program propagandowy. I to się skończy”.
Moja słoniowa pamięć
przywołuje mi też obraz Krzysztofa Łapińskiego, ówcześnie posła PiS, który ochronie
TVP zapowiedział, że niedługo ich tu nie będzie.
Przywołuję te epizody,
ponieważ większość widzów już pewnie tego nie pamięta. Mówimy o powołaniu
wadliwych instytucji, nieprawnych prezesów… ale zapominamy o klimacie tamtych
dni, o pełnych buty politykach PiS, którzy poczuli krew i już nie odpuścili.
Zachowywaliście się,
PiSowcy jak hordy barbarzyńców, nie braliście jeńców, swój plan wdrażaliście
dzień po dniu. Patrzyłam na to od samego początku. Zresztą, z bliska. Niewiele
w całej tej dyskusji mówi się o ośrodkach terenowych TVP. Wiadomo, centrala
jest dla wszystkich bardziej interesująca. Jednak pozwolę sobie przywołać to,
co stało się w Łodzi, bo prawdopodobnie można będzie ten obraz potraktować pars
pro toto.
Kiedy PiS mianował nowego
dyrektora, Huberta Bektychta, jasne było, że rzeczy będą szły w złym kierunku.
Był to bowiem dziennikarz o ultra prawicowej proweniencji, współpracujący z
faszyzującym radiem WNET, głoszący jedność poglądów z ONR. Jako sekretarza
programowego powołał słabej jakości operatora, którego główną zasługą dla nowej
władzy była ultrakatolicka postawa. Do tego stopnia, że kiedy zrobiłam jeden z
ostatnich wywiadów na tę antenę - z arcybiskupem Władysławem Ziółkiem, zarzucił
mi, że materiał nie był wystarczająco uduchowiony. Dodam, że arcybiskup był
zadowolony. Widać, nie dorównywał Jackowi Jóźwiakowi w przeżywaniu
chrześcijańskiej duchowości.
Od pewnego czasu pisałam
felietony do Gazety Wyborczej, za zgodą poprzedniego dyrektora, Jacka Grudnia. I
właśnie tekst piętnujący ONR stał się powodem, dla którego Bekrycht mnie wezwał
i zabronił publikacji w GW. Nie zgodziłam się i wybrałam odejście z TVP. Nie
mogłam pogodzić się z kneblowaniem mi ust. Jak się później okazało, nawet
gdybym się zgodziła i została w TVP, to dyrekcja wzięłaby mnie głodem. Zabrano mi
bowiem programy, a ponieważ nie pracowałam na etacie, lecz na umowie ramowej,
moim zarobkiem były jedynie honoraria. To tyle osobistych wspomnień.
Później, jak obserwowałam,
do łódzkiego ośrodka zaczęli przychodzić nowi ludzie. Jacy? Monika Borkowska
niech posłuży za przykład. Zajadli przeciwnicy demokracji, usłużne aparatczyki
władzy państwowej. Swoją misję patrzenia na ręce władzy realizowali jedynie w
odniesieniu do władzy samorządowej. Wiadomo!!! W Łodzi tę władzę dzierży PO w
osobie prezydent Hanny Zdanowskiej, więc funkcjonariusze TVP nogi gubili w
pogoni za nią wykrzykując najdziwniejsze tezy i zarzuty.
Pamiętam młodą damę (nazwiska,
niestety, nie pamiętam), która w 2018 roku po wystąpieniu Donalda Tuska na
Igrzyskach Wolności w Łodzi wyciągnęła z
kontekstu fragment o bolszewikach i pobiegła do posła Waldemara Budy z prośbą o
komentarz. Waldemara Budy na spotkaniu nie było, dodam, a nikogo z obecnych na
nim pani swoim mikrofonem nie zaszczyciła.
Oczywiście, w ośrodku
zostali też starzy dziennikarze. Jedni dali się wciągnąć w tę grę, inni
cierpieli, odsuwani od większości produkcji, lub sami rezygnując z realizacji materiałów propagandowych.
Mam nadzieję, że zmiana w
TVP, i w centrali i w ośrodkach terenowych i na wszystkich antenach przebiegnie
sprawnie. Nie naciskajmy na to, by zrobić to w ciągu jednej nocy, czy dnia. Bo jeśli
nie chcemy powielać standardów PiS, to trzeba to wykonać skutecznie i zgodnie z
prawem. A to wymaga uwagi i czasu. Czekaliśmy osiem lat, dajmy sobie jeszcze kilka
dni.
Dorota Ceran/ceran.press
Komentarze
Prześlij komentarz