Puzzle wrócą na swoje miejsce - rozmowa łódzkich dziennikarzy z Bartłomiejem Sienkiewiczem, posłem Koalicji Obywatelskiej (relacja)

 


Ostatniego dnia sierpnia do Łodzi przyjechał Bartłomiej Sienkiewicz, by zaprezentować swoją nową książkę pt. „Imć posła Sienkiewicza z diariusza fragmenta”. Jednakże, by nie łączyć spotkania autorskiego z tematyką polityczną, która wszak zaprząta  i zaprzątać będzie do 15 października nasze umysły, poseł zaprosił łódzkich dziennikarzy na osobne spotkanie.


Fot. Dorota Ceran


TV TOYA: Czy w Łodzi był problem ze znalezieniem lokalu na spotkanie z Panem? Bo z tego, co wiemy, w Krakowie były takie problemy.  

To jest taka rzecz, która na początku kampanii pokazała mi, co się stało w Polsce przez 8 lat. Kraków to jest moje miasto, ono mnie ukształtowało. I kiedy pytaliśmy o wynajem sal w centrum Krakowa wszyscy się ochoczo zgadzali, po czym okazywało się, że właściciele odmawiali mówiąc, że nie chcą mieć nic wspólnego z polityką. To był bardzo silny sygnał, który uzmysławia nam, jak PiS zastrasza przez 8 lat i jak represjonuje normalne działania. Z tego co wiem, w Łodzi nie było tego kłopotu.

Myślę, że problem, o którym mówimy nie dotyczy wyłącznie Krakowa. Ja jestem posłem ze świętokrzyskiego i doskonale wiem, jak działa ten vertical władzy pisowskiej  poza dużymi miastami, gdzie wojewoda jest z PiSu, starosta jest z PiSu, burmistrz jest z PiSu, wójt jest z PiSu. I znalezienie sali na normalną działalność, która nie jest pisowska,  która nie cieszy się jej akceptacją, nie jest rzeczą prostą. W przypadku Krakowa było to zaskoczeniem, ale daliśmy sobie radę. Ostatecznie wynajęliśmy salę, w której zgromadziliśmy 160 osób.  Ale to nie jest, powtarzam,  problem Krakowa, to jest problem kraju. I o tym są, między innymi, te wybory. Chciałbym, żeby po tych wyborach PiS, który będzie w opozycji, nie miał problemu z wynajęciem sali na swoją imprezę w Krakowie. Bo to jest istota demokracji.

TVN: Czy widzi Pan w tej kampanii zagrożenia wynikające z rozwoju i zastosowania sztucznej inteligencji?

Prawdę mówiąc, nie widzę jakichś bardzo wielkich zagrożeń. Myślę, że ten strach przed tym, że sztuczna inteligencja zmieni mózgi ludziom jest w tej chwili trochę na wyrost. Ale to wcale nie znaczy, że żadnego niebezpieczeństwa nie ma. Są na szczęście regulacje unijne (których jestem wielkim entuzjastą), które sprowadzają się do tego, że możemy używać sztucznej inteligencji  w normalnym trybie także do polityki. Pod jednym warunkiem – że jest ona „ometkowana”. To jest istota sprawy. Odbiorca musi wiedzieć, z czym ma do czynienia. Jeśli przekaz jest stworzony w taki sposób, że wkłada się nieprawdziwe zdania w usta realnie istniejącej postaci to jest to, oczywiście zagrożenie. Ale jeśli „ometkujemy” to, to tym samym zmniejszamy ryzyko.

Ale realny problem jest i nie ma możliwości, żeby z tak wielką zmianą cywilizacyjną poradziły sobie poszczególne państwa. Bo mamy do czynienia z  olbrzymią siłę Bich Techów, które tworzą władzę niewybieralną przez nikogo. A jednocześnie podlegamy tej władzy. Wyobraźmy sobie, że ktoś z nas jest przez wielkie platformy społecznościowe wykluczony z życia. No to jest trochę tak, jakbyśmy zostali skazani na banicję we własnym kraju. I nie ma to nic wspólnego z poziomem prawa w Polsce. Odbywa się to zupełnie poza… nie ma tu ani wyłaniania władz, ani żadnych regulacji – tylko dyktat Bich Techów. I żadne państwo w pojedynkę nie jest w stanie poradzić sobie z tym  problemem. Dlatego uważam, że regulacje unijne i że tylko konsorcjum państw są w stanie to powstrzymać. I mam nadzieję, że po wyborach Polska będzie aktywnym graczem w Unii Europejskiej na rzecz tych rozwiązań i być może, jej liderem.

Gazeta Wyborcza: Czy na te wybory będą wpływały służby rosyjskie, czy jakiekolwiek inne, obce, które będą wprowadzały destabilizację, która może mieć realny wpływ na wynik wyborów? Skoro w Stanach Zjednoczonych były takie sytuacje, to czy my tym bardziej nie jesteśmy na to narażeni?

Tak, zgadzam się, to jest realne zagrożenie. Przykład Niemiec, przykład Francji, przykład Stanów Zjednoczonych pokazują nam, że ten aparat agresji informacyjnej Rosji jest i toczy się w tej sprawie cicha wojna między demokracjami Zachodu a Rosją. Te ostrzeżenia i przykłady są dobrze znane.

Polska jest przedmiotem agresji rosyjskiej już od dość dawna. Ostrzegałem przed tym publicznie, zanim w ogóle wybuchła wojna na Ukrainie. My jesteśmy celem takich operacji rosyjskich. Z ubolewaniem stwierdzam, że rząd pomimo swoich tromtadrackich zapowiedzi jak będzie z tym walczył, jest bezradny. Natomiast tym większa waga polskich mediów. Tym większa odpowiedzialność was - państwa. Bo to państwo są w stanie tłumaczyć masowemu odbiorcy, co jest kłamstwem, a co jest prawdą. Co jest inspiracją zewnętrzną, a co jest czymś normalnym w polemice politycznej. Myślę, że ta pierwsza linia zwalczania tego zjawiska to nawet nie są państwa, tylko to są media i dziennikarze. A także i politycy, no bo też mają donośny głos. I trzeba nazywać rzeczy po imieniu.

Warto przypomnieć, że w pandemii mieliśmy olbrzymi napływ rosyjskiej propagandy, że boty rosyjskie pracowały nad wytworzeniem atmosfery absolutnego zagrożenia, paniki, nieufności do państw, do struktur, do medycyny, do wiedzy. Pamięć tego nam towarzyszy. Więc trzeba być czujnym i mam wrażenie, że w tej sprawie jesteśmy jednak dość odporni. I mam nadzieję, że my te wybory zrobimy i wygramy po polsku, nie po rosyjsku.

Gazeta Wyborcza: W związku z powołaniem Komisji do Badania Wpływów Rosyjskich -  czy ta komisja faktycznie nie będzie miała nic wspólnego z rzeczywistym tropieniem wpływów rosyjskich, tylko jest wiadomym celem politycznym?  

Tak, ta komisja jest zabiegiem propagandowym, w którym chodzi o utytłanie w błocie jedynego człowieka, którego partia rządząca się tak naprawdę boi, czyli Donalda Tuska. Ta komisja jest częścią maszyny propagandowej PiSu, co więcej – kompromituje w ogóle samo pojęcie szukania rosyjskich wpływów. Chcę powiedzieć, że obóz Prawa i Sprawiedliwości nie jest wolny od podejrzeń w tej sprawie. Ale skład tej komisji pokazuje, że mamy do czynienia z propagandowymi funkcjonariuszami aparatu władzy.

Ta komisja jest nielegalna pod każdym względem. Łamie tak Konstytucję, że do tej pory w uszach możemy mieć trzask jej łamanego kręgosłupa. To jest sąd, to jest oskarżyciel i kat w jednym ciele. To jest jedna z najbardziej hańbiących rzeczy, jaka się zdarzyła w Polsce, jeśli chodzi o jakiekolwiek normy prawne. I mam nadzieję, że zarówno twórcy tej ustawy jak i członkowie tej komisji poniosą kiedyś odpowiedzialność karną za udział w tej komisji, za sposób jej pracy i za samą zgodę, jaką wyrazili, by wziąć w tym udział. Ponieważ to jest trochę tak, jakby ktoś publicznie powiedział, że zgadza się popierać i wspierać przestępstwo. To właściwie jest deklaracja łamania prawa Rzeczypospolitej.  


                            Członkowie komisji Lex Tusk. Te twarze i nazwiska warto zapamiętać:



ceran.press: A czy nie boją się Państwo, że powołując się na przykład na zagrożenia płynące ze strony Rosji, rząd podejmie decyzję  o przesunięciu wyborów, lub w jakikolwiek sposób zechce jakoś zagrozić odbyciu się tych wyborów?

Pani redaktor, ja nie mam dobrego zdania o Prawie i Sprawiedliwości, jak pani się domyśla. Ale nie sądzę, żeby to było zbiorowisko samobójców.

TV TOYA: Sporo kontrowersji wyniknęło w związku z ogłoszeniem łódzkiej listy Koalicji Obywatelskiej. Pojawiły się nieoczywiste nazwiska, np. Aleksandry Wiśniewskiej. Także Hanna Gill-Piątek była dużym zaskoczeniem dla nas. Podobnie odległe miejsce przewodniczącego Rady Miejskiej – Marcina Gołaszewskiego. Co mamy o tym myśleć?

Nie opowiem o sprawach łódzkich, bo sprawy łódzkie należą do łodzian. A ja jestem kandydatem w Krakowie i nie będę się wtrącał w sprawy łódzkie. Ale użyła Pani słowa, które w gruncie rzeczy jest komplementem pod adresem Koalicji Obywatelskiej. Mówię o „zaskoczeniu”. Bo dobre listy zawsze powinny zaskakiwać. To po pierwsze. Po drugie – listy zawsze budzą emocje. I w tych wyborach, w poprzednich i w następnych także będą budziły. Ponieważ jest to jeden z najtwardszych wyścigów politycznych między partiami. Dobre listy zawsze zaskakują, o dobrych listach zawsze mówi się głośno. To jest między innymi ich cel. To jest norma polityki, a nie coś nadzwyczajnego. Listy Koalicji Obywatelskiej są ułożone niesłychanie odważnie. Zmieniło się położenie wielu szefów regionów w Polsce, ponad sześciu szefów regionów ma inne miejsca niż tradycyjnie. Zmieniły się reguły układania list. Po raz pierwszy w Polsce mamy listę, na której działa realna równowaga pomiędzy mężczyznami i kobietami. Tego nie było do tej pory na taką skalę i żadna lista do tej pory nie powstała z tak rygorystycznie przestrzeganym tzw. suwakiem. Samo to już tworzy pewną niezwykłość naszych list. A kontrowersje, zaskoczenia są wpisane w jej tworzenie.

Gazeta Wyborcza: Czy kształt tych list oznacza, że Platforma Obywatelska chce poszerzyć swoje skrzydła, na przykład poprzez zdobycie elektoratu wiejskiego (w związku z miejscem dla Michała Kołodziejczaka), czy elektoratu lewicowego (takim sygnałem jest pani poseł Hanna Gill-Piątek)?


Hanna Gill-Piątek i Bartłomiej Sienkiewicz na spotkaniu z dziennikarzami, Fot. Dorota Ceran


Tak. I ja się z tego bardzo cieszę. Ponieważ jest w tym logika, która od początku była logiką Donalda Tuska – żeby pokonać PiS musimy iść jak najszerzej. I ten cel nadrzędny jest ważniejszy od naszych różnic ideowych, naszych poglądów. Po jednej stronie jest pani poseł Hanna Gill-Piątek, po drugiej stronie jest Roman Giertych. Z jednej strony mamy takiego warszawo-krakusa jak ja, raczej człowieka dużych miast, a z drugiej strony mamy pana Kołodziejczaka, który pokazuje, jak ziemniaki na jego polu w tym roku pięknie obrodziły. Ta różnorodność daje siłę.  Ponieważ dzieją się takie rzeczy w Polsce, że my musimy zapomnieć o naszych mikro tożsamościach. Ja jestem konserwatywnym liberałem, ale nie mam najmniejszego problemu, żeby cieszyć się, że na listach Koalicji Obywatelskiej znalazła się Hania (Hanna Gill-Piątek – przyp. red.). Podobnie Hania nie ma, domyślam się, nic przeciwko temu, żeby w świętokrzyskim Kaczyński był ścigany przez Romana Giertycha. Bo takie jest jego zadanie. I to, że między Hanią a Giertychem jest ocean różnic nie przekreśla tego, żebyśmy wszyscy się spotkali w określonym celu. Proszę państwa! To się nazywa społeczeństwo obywatelskie! W pewnym momencie tworzymy pewną jedność na rzecz osiągnięcia jakiegoś celu wyrzekając się części własnych mikro tożsamości, bo uważamy, że one są drugorzędne wobec faktycznego celu. I nie znam drugiej listy wyborczej, która byłaby tak zróżnicowana, jak nasza lista. I uważam to za absolutną zaletę.

Gazeta Wyborcza: Zapytam trochę żartem – nie żałuje Pan, że nie wystartuje Pan z województwa świętokrzyskiego, żeby się bezpośrednio z Jarosławem Kaczyńskim zmierzyć?

Tu mnie pan trafił!!! No oczywiście, że tak! To byłaby niezwykła okazja. Ale decyzja kierownictwa partii, którą przyjąłem z przyjemnością i radością, propozycja powrotu do mojego miasta jest dla mnie absolutnie satysfakcjonująca.

ceran.press: W jaki sposób, po wygranych wyborach,  będą Państwo starali się utrudnić życie ruchom o charakterze ewidentnie faszystowskim, które obecnie podnoszą głowę? Mam świadomość, że to jest trudne zadanie, zwłaszcza w kontekście przestrzegania zasady wolności słowa...  

Wystarczy zdjąć znad nich ochronny parasol polityczny roztoczony przez Zbigniewa Ziobrę. Polska może być normalnym, praworządnym, demokratycznym krajem, gdzie, jeśli ktoś powołuje się na tradycję faszystowską, posługuje się tymi symbolami i prowadzi neofaszystowską propagandę, to jest na to wyraźny paragraf.

Gazeta Wyborcza: Ale te symbole są często tak przedstawiane, że nie są wprost faszystowskie, lecz są wariacją na temat.  Oni wiedzą, co to za symbol, wszyscy wiedzą, ale przed sądem mogą się tłumaczyć, że to jest symbol czegoś całkiem innego.

To prawda. Ale od tego jest sąd, żeby to rozstrzygnął. Przypominam, że jednym z elementów wydawania wyroków przez sądy, zapisanym w Kodeksie Postępowania, jest także zdrowy rozsądek. Po drugie - sądy nie patrzą wyłącznie na znaczek, ale na całokształt działania. I jeśli się zdejmie parasol ochronny roztaczany przez tę władzę poprzez prokuraturę, która umarza postępowania wobec takich incydentów i wobec takich organizacji (bądź nie przyjmuje ich do realizacji lub ciągnie tak długo, że stają się fikcją) to wszystkie puzzle wrócą na swoje miejsce. Musi być rysowana przez państwo granica między tym, co jest dozwolone, a co nie jest dozwolone w życiu publicznym. Jeśli w Kodeksie Karnym jest odkreślona odpowiedzialność za konkretny sposób postępowania, to musi być przestrzegana. Tymczasem historia stosunku prokuratury do tego rodzaju organizacji jest historią otwartego nad nimi parasola.

ceran.press: Ale problem dotyczy także tych, którzy mają szanse dostać się do sejmu, jak Sławomir Mentzen, którego „Piątka” jest jawnie faszystowska. Kiedy będzie posłem, będzie chronił go immunitet…

Możemy mieć przedstawicieli takich organizacji w Sejmie. To nie jest wykluczone. Wtedy od rozsądku marszałka Sejmu będzie zależało, na ile wykorzystają trybunę sejmową jako trybunę propagandy neofaszystowskiej. Jedno zastrzeżenie -  jestem przeciwny nieformalnym represjom wobec organizacji, które są radykalne, ponieważ uważam, że to tylko je wzmacnia. Poza tym, trzeba pilnować granic prawa, i jeśli jakaś partia nie jest zdelegalizowana przez sąd, to nie mamy prawa odmawiać jej funkcjonowania. Nie da się wszystkiego uregulować prawem. Bo prawo nie jest od decydowania, czy ktoś jest mądry, czy głupi, prawo jest od decydowania o tym, czy coś jest dopuszczalne, czy nie. A ta granica zawsze jest płynna. Zresztą, te ruchy to nie jest tylko polska specyfika. To jest problem całego Zachodu ze Stanami Zjednoczonymi włącznie. I ten wielki wspólny problem będziemy musieli rozwiązywać case by case. Te organizacje często łamią granice prawa i te granice muszą być pilnowane.

 

Dzień po rozmowie na listach Prawa i Sprawiedliwości znalazł się jawny faszysta w osobie Roberta Bąkiewicza. Startuje w Radomiu w ostatniego miejsca (18).


Dorota Ceran/ceran.press 

 Przedruki są możliwe z zastrzeżeniem podania źródła. 

 ceran.press to

460348



 wyświetleń. Gdyby za każdym kryła się 1 złotówka... kto by nas zatrzymał? Czytasz? Jeśli możesz wesprzeć, zrób to, korzystając z linku:


 

 

 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Awantura w Zgierzu, czyli czego się nie dowiesz z Łódzkich Wiadomości Dnia (TVP3)

Pożegnanie z Czytelnikami (na jakiś czas...)

List Otwarty do Marszałka Sejmu RP, Szymona Hołowni