Na rogu Raka i Dalszego Życia - w odcinkach (1) (2)
Zawsze
ktoś. Nie ja. Ktoś inny. Ktoś inny wpada pod samochód, ma kraksę, topi się w Bałtyku,
spada z Zamarłej Turni. A przecież tylko Zamarła tak naprawdę mnie nie dotyczy,
bo nie ma takiej siły, która kazałaby mi się na nią wdrapać. Ale auto, morze –
zawsze być mogą. Za to nigdy, przenigdy nie zachoruję na raka. Na serce, na
gościec, może nawet na Niemca z Alckiem, który chowa ludziom różne rzeczy
i plącze drogi do domu – to i owszem. Kiedyś... Ale rak nie jest mój. Ja i Ewa
– Przyjaciółka Mojego Serca, obiecałyśmy naszym dzieciom, że jak będziemy
staruszkami, to będziemy miały Alzheimera i będziemy sprawne fizycznie. Bardzo
śmieszna perspektywa. Oczywiście dla nas, nie dla dzieci. Ale żeby rak? Nie.
Za
oknem ktoś coś piłuje czy poleruje... Pracuję na czwartym piętrze, ale hałas
jest niemiłosierny. Trudno. Ja pracuję tu, a ktoś tam. Tyle, że moja praca nie
wydaje wielu odgłosów. Tylko cichy stukot klawiatury. Drzwi otwierają się, kiedy zamykam okno. Markos wnosi ogromne pudło
i stawia na biurku. Pączki kupiłem. Pączki... Ogromne, monstrualne
pączyska. Sześć. Dla całego biura? Nie, dla ciebie. Zjadam dwa. Są
najpyszniejsze na świecie. Z „Pączkarni” na Pietrynie. Zewnątrz są chrupiące,
obleczone mgiełką czekolady i lukru. W środku mają puch nadziany wiśnią i
konfiturą z róży. A ja mam o trzydzieści kilogramów za dużo i słabą silną wolę.
Nie jestem grubasem... chyba..., ale wiem o tych kilogramach, mam pełną świadomość,
że należą do mnie... Jemy. Ja dwa, Markos resztę. Pachnie kawą... Przerwa w pracy jest potrzebna, by się trochę
zresetować, oczyścić myśl, pogadać o tych głupkach z pierwszych stron
gazet, którzy próbują urządzić nam życie. Fuck!
Wracamy do pracy. Markos zakłada
słuchawki i spisuje setki z konferencji prasowej, którą obsługiwał. Stary,
dobry dziennikarz. Nie, nie jest stary. Chyba nawet jest odrobinę młodszy ode
mnie. Ale jako stary dziennikarz jest bardzo dobry. Gatunek na wymarciu i bez
żadnej ochrony.
Kombinuję 300 znaków ze spacjami,
które mają opowiedzieć dwustuletnią historię kolejnej ulicy. Dlaczego nazywa
się Milionowa? Już wiem. Ale wam nie powiem, sprawdzicie sobie sami, kiedy
przyjdzie pora. Kiedy zawisną przy ulicach tablice z informacjami, które
wyciskałam z gardła historii przez całe tygodnie.
Rzucam okiem na telefon. Nieodebrane
połączenie. Jasne, pilarka jazgotała tak głośno, że nie słyszałam.
42 271......... To telefon z Centrum Zdrowia Matki Polki. Oddzwaniam. Przyszły wyniki, proszę jak
najszybciej przyjechać, bo nie są dobre, są złe i profesor na panią czeka.
Markos ma słuchawki na uszach. Jak
dobrze, że kupił te pączki...
❤
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki. Mysi być dovrze.
OdpowiedzUsuńDorotko, dużo energii Ci ślę❤️💙❤️💙
OdpowiedzUsuńDorotko, ufam i pragnę, że poradzisz sobie. Oczywiście tu trzeba siły woli i hartu ducha, które w tej sytuacji są nie mniej ważne od medycznych i innych koniecznych działań dla dobra Twojego zdrowia. Niedawno się spotkaliśmy nawet wspomniałaś mi o Twojej chorobie. Wtedy powiedziałem do Ciebie - mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam Ci siłę ducha. Pragnę, żeby Cię wzmocnił. Niech będzie żołnierzem w Twojej walce o zdrowie.
Z przyjaźnią
Zbyszek Solarz