Na rogu Raka i Dalszego Życia - odc. 7

 


Spałam cudownie, to prawda. Po przebudzeniu dostałam tabletkę, która ma za zadanie wprawić mnie w nastrój radosnego oczekiwania i centralnej zlewki na wszystko. Słynny Głupi Jaś. Na mnie to nie działa w najmniejszym stopniu. W głowie mi się nie kręci, jestem świadoma wszystkich wykonywanych czynności, nie gadam od rzeczy. To, że nie wykazuję zdenerwowania ani obaw przed operacją to nie jest zasługa pastylki, tylko mojego usposobienia. Mnie takie rzeczy w ogóle nie przerażają. A obecność anestezjologa jest dla mnie zawsze dużą radością. Czuję się przy nim bezpiecznie jak w niebie.

               Młodziutka pielęgniarka melduje, żebym już nie wstawała z łóżka, bo jedziemy na blok. Teraz już we dwie wiozą mnie niczym wehikułem, a mnie jest jakoś głupio, że jadę zamiast zejść normalnie na własnych nogach. Przecież nie byłoby sprawy. Nie da rady. Takie są procedury. Windą zjeżdżamy gdzieś głęboko w dół, tam, gdzie są bloki operacyjne. Przejmuje mnie roześmiana, radosna ekipa. Witamy w naszym tu królestwie. Proszę się rozluźnić, uśmiechnąć. Jestem rozluźniona i uśmiechnięta. Zwłaszcza, że jako jedyna nie mam na ustach maseczki. Operowany pacjent nie może jej mieć. W sali operacyjnej jest chłodno, ale za to stół jest wyściełany czymś niebieskim, mięciutkim i jak boga kocham – podgrzewanym. Matko, ja jestem w sali operacyjnej czy w SPA? Atmosfera jest taka, że właściwie tylko grilla brakuje. Na jednej ręce mam aparat do mierzenia ciśnienia, w drugą coś mi wstrzykują. Stop! Koniec! Musimy przerwać! Zarządza mój ukochany anestezjolog. Bo?! Bo ma pani ciśnienie 260 na 190. Wracamy na oddział.  

             Zasypiam... 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Awantura w Zgierzu, czyli czego się nie dowiesz z Łódzkich Wiadomości Dnia (TVP3)

TVP3 - oglądalnośc? Nie ma.

Kobiety Konfederacji - majątek ruchomy