Artykuł - Zarządzanie czasem zarazy
Od
trzech tygodni trwamy w uśpieniu, w jakiejś społecznej malignie, we mgle
domysłów i niewiedzy. Przyglądam się temu, zbieram informacje, czynię
obserwacje i mam szereg refleksji. Czas się nimi z Państwem podzielić.
Rozporządzenia
a prawa obywatelskie
„Szanowni państwo, tu policja! W związku z ogłoszoną w Polsce epidemią
koronawirusa prosimy, aby dla własnego bezpieczeństwa pozostać w domach”.
Każdego dnia słyszymy takie apele, które budują nastrój oblężenia, brzmią jak wykopiowane
z filmu katastroficznego, sieją grozę. I tak ma być,
inaczej nie zadziałają. Nie mam nic przeciwko tym apelom, jeżeli skłonią choć
jedną osobę do tego, by schować się w pieleszach własnego mieszkania i uniknąć
być może zapadnięcia na chorobę o tyle niebezpieczną, że ciągle nie poznaną.
Nie mam też nic przeciwko temu, by w
domu siedzieć. Jak również przeciw temu, by tłumaczyć ludziom, że tak trzeba.
Bo zatrzymanie społeczeństwa w biegu to jeden z warunków pokonania każdej
epidemii.
Inaczej oceniam już te działania
władzy, które na niepokornych obywateli nakładają kary – mandaty, grzywny. Zwróćmy
uwagę na tryb, w jakim nałożono na społeczeństwo wymogi, które de facto są ograniczeniem
naszych praw obywatelskich. Powtarzam, nie chodzi mi o fakt ich wprowadzenia, chodzi mi o jego tryb. Bo, jak to z tą władzą bywa,
zostały wprowadzone bez żadnego trybu!
Oto wyszedł na konferencję prasową
raz i drugi Mateusz Morawiecki w towarzystwie ministra zdrowia i zakomunikował,
że czegoś nam nie wolno. Nie wolno chodzić parami, nie wolno odwiedzać parków i
lasów, nie wolno biegać samotnie w odludnym miejscu, nie wolno.... nie
wolno.... A ja się pytam o podstawę prawną! Siedzę w domu nie dlatego, że
mi premier kazał, tylko dlatego, że uważam to za zachowanie racjonalne w
sytuacji pandemii, ale dopóki nie ma w Polsce ogłoszonego stanu klęski żywiołowej
ani żadnego ze stanów nadzwyczajnych, policja nie ma żadnego prawa rozliczać
mnie z tych zachowań. Może mnie życzliwie pouczyć, może mnie zachęcić, wręczyć ulotkę
z informacją o zasadności tych zaleceń, ale nic ponadto. Bo w ten sposób
dochodzimy do chwili, że już zawsze władza, bez względu na sytuację w kraju,
będzie mogła ograniczyć nam wolność w dowolnym zakresie, na zasadzie – bo tak!!!!
Podobnego zdania jest Rzecznik Praw Obywatelskich, który mówi: Minister
zdrowia wydaje rozporządzenia, do których nie ma prawa, bo posłowie mu go nie
dali. Ogranicza więc prawa i wolności obywateli bez umocowania w ustawie i tym
samym niestety łamie Konstytucję.[1]
Zakaz
pracy a oczekiwania finansowe państwa
Każdy z
nas zna prawdopodobnie kogoś, kto traci finansowo na decyzjach związanych z pandemią.
Całe segmenty gospodarek krajowych mają
gigantyczne kłopoty. Gastronomia, turystyka, kosmetologia, handel. Kłopoty mają teatry, studia nagrań,
wydawnictwa, organizatorzy wydarzeń kulturalnych i lifestyleowych. I nie mają tych
problemów z powodu złego zarządzania, błędnych decyzji finansowych,
przeinwestowania, zadłużenia się. Ich dramat bierze się stąd, że zabroniono im
pracować! Chcą pracować, ale nie mogą! Zabroniono im pracować, ale od żądań finansowych
nie odstąpiono! W każdym państwie, do którego obywatel ma zaufanie, przedsiębiorca
w takiej niezawinionej przez siebie sytuacji może spać mniej więcej spokojnie. Tak
jest na przykład w Niemczech. Niemiecki rząd udzieli kredytów przedsiębiorcom na "nieograniczoną skalę". Minister
gospodarki Peter Altmaier (CDU) zapowiedział, że "żadne zdrowe przedsiębiorstwo
nie może zbankrutować ze względu na koronawirusa, podobnie jak nie może zostać
zlikwidowane żadne miejsce pracy".
Program
pomocowy obejmie wszystkie niemieckie firmy, małe, średnie oraz – jak deklarował
minister – „bardzo, bardzo duże”. Rząd zamierza im pomóc nie tylko za pomocą
ulg podatkowych, ale także wprowadzając zasadę tymczasowego objęcia części ich udziałów przez
państwo.
Ale
to są Niemcy, nie Polska. Nasz przedsiębiorca może liczyć na odłożenie
płatności w czasie
(będzie w przyszłości musiał zapłacić podwójnie!), może liczyć na kredyt w
wysokości 5 tysięcy zł (hahahahahahaha!!!!!!) i z tego zapłacić czynsz, ZUS i
pensje. Będzie musiał przebrnąć przez tony dokumentów, by na końcu dowiedzieć
się, że pięć lat temu o jeden dzień spóźnił się z opłaceniem ZUSu, w związku z
czym – pomoc żadna mu się dzisiaj nie należy.
Samorządowcy
starają się pomóc. Prezydent Łodzi, Hanna Zdanowska zwolniła z płacenia czynszu
za lokale te firmy, które wynajmują je od miasta, a konkretnie – ustaliła czynsz
na sumę symbolicznej złotówki. Ale co z tymi, którzy wynajmują lokale prywatnie? Co z tymi, którzy muszą płacić państwu wszelkie
konieczne daniny?
Deklarowana
pomoc państwa jest iluzoryczna. Dlaczego? Dlatego, że wszelkie finansowe
poduszki zostały dawno rozprute i pierze z nich dawno już wyleciało zasilając
budżety tym, którym 500+ i emeryckie
jałmużny (bo nie są to żadne trzynastki!) są potrzebne i nie są potrzebne
wcale.
Determinacja
bez testów
Nie wierzę w jakieś gigantyczne
kłamstwo, które ukrywa przed nami rozmiar tragedii. Bo takie kłamstwo miałoby
bardzo krótki żywot. Wszelkie teorie spiskowe uważam za bezzasadne. Zresztą,
nie ma potrzeby ich snucia, ponieważ i tak wszelkie niepowodzenia środowisk medycznych
wynikają ze zwykłej nieudolności rządu zjednoczonej prawicy, który pozbawił się
wszystkich możliwych zaskórniaków i narzędzi działania.
Pamiętają Państwo dramatyczne
obrazki z SORów z czasów, kiedy o epidemii jeszcze nie było mowy? Te tłumy
oczekujących pacjentów, z czego niejeden zmarł tracąc nadzieję na pomoc? Te
wielomiesięczne, a czasami wieloletnie oczekiwania na lekarską wizytę u specjalisty,
te koszmarnie drogie leki ratujące życie? Pamiętając to wszystko, jak możemy
mieć złudzenia, że dodając do tego wszystkiego co powyżej, epidemię wywołaną
jakimś kompletnie nieznanym wirusem, możemy zaufać rządowym rozwiązaniom?
Choćby minister Łukasz Szumowski wychodził na konferencje prasowe z coraz
bardziej podkrążonymi oczami, choćby skóra
jego twarzy stawała się z każdym dniem bardziej szara to i tak nie
będzie od tego więcej środków ochrony indywidualnej, więcej respiratorów,
testów i zdrowych medyków.
Komu ufam? Lekarzom, pielęgniarkom,
laborantom, sanitariuszom, salowym, rejestratorkom, dyspozytorom... jednym
słowem – medykom. Ufam ich determinacji, ich posłannictwu, ich poczuciu
obowiązku i wierności składanej przysiędze.
Ale jeżeli rząd nadal będzie ograniczał
im dostępność do testów, to z tego mojego zaufania przestanie wynikać
cokolwiek.
Wybory
– sorry ale nie!!!!
Człowiek w randze premiera grozi mi,
że jeśli przejdę Piotrkowską z grupą przyjaciół, to mi przysoli grzywnę. Każe
mi stać w kolejce przed sklepem, zanim mnie tam wpuszczą, wymaga, bym nosiła
nieprzepuszczające powietrza plastikowe rękawiczki, za chwilę każe mi dusić się
chowając nos i usta w maseczkę. I jednocześnie jego szef mówi mi, że nie dzieje
się nic takiego znowu nadzwyczajnego, żebym nie mogła pójść na prezydenckie wybory.
Panie, oczadział pan?
Niektórzy dali się nabrać na ustawkę
Gowina (kto to kiedyś powiedział, że „Wszystkie Jarki to fajne chłopaki?”).
Puszył się, że oto stawia się Kaczyńskiemu, mówił majowym wyborom twarde nie,
chodził po sejmie niczym czapla długonoga patrząc z góry na efekty swojego
jakże dzielnego buntu. Kto się dał nabrać, to się dał. Ja nie. Bo nie wierzę
facetowi, który słyszy krzyki zarodków w zamrażarce, który zaleca w okresie
pandemii chodzenie do kościoła jako do szpitala duszy, który głosuje wbrew sobie, ale za to się nie
cieszy. I miałam rację. Pan Gowin nie godzi się na termin majowy, ponieważ chce
podarować prezydentowi całe dwa lata
sprawowania urzędu. A przez te dwa lata już tak naród skołowacieje, że nikt już
nigdy nie wybierze nikogo bez zgody pana prezesa.
Kolejny przejaw aberracji to pomysł
głosowania korespondencyjnego. Już nie będę rozwodzić się nad wszystkimi aspektami tej bzdury,
bo wszystko już zostało powiedziane (że łatwo zafałszować, że nie ma
skorelowanych list wyborczych z adresami wyborców, że nie wiadomo, kto to wszystko
będzie liczył i gdzie...). Chcę zwrócić uwagę tylko na jedną, jedyną rzecz.
Otóż, odwołano ze stanowiska szefa Poczty Polskiej – Przemysława Sypniewskiego.
Podobno złożył rezygnację sam. Najwyraźniej nie czuł się na siłach, by zamienić
PP na PKW. I albo faktycznie sam uciekł z krzykiem, albo wyraził wątpliwość i pokazano
mu drzwi wyjściowe. Jego miejsce zajął niejaki Tomasz Zdzikot. Kto zacz? A no
prawa ręka Mariusza Błaszczaka, dotychczasowy wiceminister obrony narodowej. Czy
przesadzam czując w tym początek wkraczania w nasze życie junty wojskowej? Czy
przesadzam?
Bardzo mi przykro, że nie oddam
głosu na mojego kandydata na prezydenta kraju. Bardzo boli mnie serce, że jako
obywatel nie spełnię swojego obowiązku i nie skorzystam z moich praw, ale nie
zrobię tego w sytuacji, gdy ktoś przykłada mi pistolet do skroni. A właściwie
– wirusa do płuca.
Stan
nadzwyczajny – na to rządu nie stać
KONSTYTUCJA
RZECZPOSPOLITEJ POLSKIEJ
Art.
228
4.
Ustawa może określić podstawy, zakres i tryb wyrównywania strat majątkowych
wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego wolności i praw
człowieka i obywatela.
5. Działania podjęte w wyniku wprowadzenia stanu nadzwyczajnego muszą odpowiadać stopniowi zagrożenia i powinny zmierzać do jak najszybszego przywrócenia normalnego funkcjonowania państwa.
6. W czasie stanu nadzwyczajnego nie mogą być zmienione: Konstytucja, ordynacje wyborcze do Sejmu, Senatu i organów samorządu terytorialnego, ustawa o wyborze Prezydenta Rzeczypospolitej oraz ustawy o stanach nadzwyczajnych.
5. Działania podjęte w wyniku wprowadzenia stanu nadzwyczajnego muszą odpowiadać stopniowi zagrożenia i powinny zmierzać do jak najszybszego przywrócenia normalnego funkcjonowania państwa.
6. W czasie stanu nadzwyczajnego nie mogą być zmienione: Konstytucja, ordynacje wyborcze do Sejmu, Senatu i organów samorządu terytorialnego, ustawa o wyborze Prezydenta Rzeczypospolitej oraz ustawy o stanach nadzwyczajnych.
Art.
232
W
celu zapobieżenia skutkom katastrof naturalnych lub awarii technicznych
noszących znamiona klęski żywiołowej oraz w celu ich usunięcia Rada Ministrów
może wprowadzić na czas oznaczony, nie dłuższy niż 30 dni, stan klęski
żywiołowej na części albo na całym terytorium państwa. Przedłużenie tego stanu
może nastąpić za zgodą Sejmu.
Myślę, że powyższe punkty tłumaczą, dlaczego rząd broni
się rękami i nogami przed wprowadzeniem stanu klęski żywiołowej. Przecież
wówczas nie żadna Tarcza Antykryzysowa będzie działała, tylko ludziom będą się zwyczajnie
należały odszkodowania.
Poza tym - stanu nadzwyczajnego nie można przedłużać w
nieskończoność. Tymczasem obostrzenia „bez żadnego trybu” mogą trwać tak długo,
jak się będzie panu prezesowi podobało.
W
czasie nadzwyczajnego stanu nie można organizować żadnych wyborów i, co
najbardziej przykre dla tej władzy, nie wolno gmerać w Konstytucji.
Zdrowia Państwu życzę.
Przedruki są możliwe pod warunkiem podania źródła publikacji
© Dorota Ceran/ceran.press

Książkę "Maszyny księcia Raimondo" kupisz tutaj:
Tu kupisz e-book i książkę drukowaną, kórą dostaniesz przesyłką na wskazany adres:
Komentarze
Prześlij komentarz