Felieton - KARTKA Z KALENDARZA
Pan
Kuba (prawdziwe imię znane redakcji) ma warsztat samochodowy w samych centrum
Bałut. Jest bardzo towarzyski, lubi sobie z klientami pogadać, pożartować.
Pracuje uczciwie, nie zdziera kasy za usługę, stara się robić wszystko na czas
i tak, by kierowca wyjeżdżał od niego zadowolony.
W
warsztacie, jak to zwykle w takich miejscach, trochę prasy motoryzacyjnej by
czekający klient się nie nudził, trochę ulotek z reklamami opon a na szafkach
kalendarze ze zdjęciami pań, którym
zawsze jest bardzo gorąco, więc nie przesadzają z odzieniem.
W
2015 zwróciłam uwagę na kalendarz z panią wdzięcznie dosiadającą ogromny
motocykl, do którego doklejona była ulotka z napisem „Dobra Zmiana”. Najpierw
myślałam, że to celowe, żartobliwie połączenie, ale okazało się, że deklaracja
jest całkiem serio. To był pierwszy raz, kiedy zaczęliśmy z panem Kubą
rozmawiać o bieżącej polityce. Na moje pytanie, czemu pragnie zmiany
powiedział, że „ma już dosyć tych
złodziei, co rządzą. Niech przyjdą nowi i zrobią porządek”. Nie podobało mu się
podwyższenie wieku emerytalnego, był wściekły na „przekręt z OFE”, do białej
gorączki doprowadzały do poustawiane na drogach fotoradary. „Wszystko tylko po
to, żeby kasę z nas ściągać.” Chciał zmiany, na zmianę głosował, zmiany
oczekiwał. Dobrej.
Kiedy
siostra pana Kuby dostała 500+ nie mógł się nachwalić rządzących. „Widzi pani?
A nie mówiłem?”
Kiedy
padła stadnina w Janowie, pan Kuba
bardzo się zirytował. Nie znam go prywatnie i nie wiedziałam, że jest fanem
pięknych koni, że zna się na nich prawie tak dobrze jak na samochodach. Nie
mógł zrozumieć, co się stało. Jednak nie przyjmował do wiadomości mojej
sugestii, że ten rząd sknoci wszystko, czego się tknie. Uważał, że to raczej
zbieg jakichś niefortunnych okoliczności.
Kiedy
padał Trybunał Konstytucyjny a ludzie stali pod sądami pan Kuba wzruszał
ramionami. „No i dobrze. Niech rząd pogoni te papugi. Widziała pani sędziego,
żeby komu pomógł?” Widziałam. Nie
uwierzył.
KOD,
Obywatele RP i cała opozycja uliczna w oczach pana Kuby jawiła się jako stado
oszołomów i „nawiedzonych paniuś”, jak zwykł mawiać. „Do roboty by się wzięli,
a nie po ulicach ganiać i burdy pod sejmem robić”.
Samochód
jeździł jak złoto, więc nie mieliśmy okazji do rozmów dość długo. Aż do dzisiaj,
kiedy jakieś draństwo wbiło mi się w oponę. Kiedy na dojazdówce zajechałam do
warsztatu i weszłam do środka, by poczekać zobaczyłam, że „Dobra Zmiana”
zniknęła z plakatu ze zmotoryzowaną dziewczyną.
„Co
się stało?” Okazuje się, że entuzjazm pana Kuby zmalał, gdy żona pracująca
w handlu straciła dodatkowy grosz za pracę w niedziele. Najpierw cieszyli
się, że będą zawsze mogli razem spędzać ten dzień. „A idź pani! W sobotę siedzą
do północy, żeby to wszystko ogarnąć, żeby się nie popsuło przez niedzielę, a w
poniedziałek – o świcie. Ta niedziela jakby jej nie było wcale.”
Kiedy
pracownik pana Kuby nagle zachorował, czekał na SORze trzy godziny aż
w końcu odesłano go do domu, każąc iść na rejon. Potem okazało się, że
sprawa była bardzo poważna i tylko cud sprawił, że wszystko dobrze się
skończyło.
Czarę
goryczy przelały ostatnie dni. Syn nie miał wprawdzie czerwonego paska, ale
uczył się naprawdę solidnie. Chciał do liceum. Tacy byli z niego dumni... Do
ostatniej chwili wierzyli, że się uda. Przecież pani minister mówiła, że „Reforma edukacji
jest przemyślana, odpowiedzialna, w dodatku policzona.” Ufał w te słowa. Dzisiaj
zdjął z kalendarza kartkę.
Przedruki są możliwe pod warunkiem podania źródła publikacji
© Dorota Ceran/ceran.press
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń