Felietony - 3 Maj, u Polaków błogi raj?


     
                                                                                                               Fot. Dorota Ceran

     Trzeci Maja to święto, które przechodziło rożne koleje losu.  Po wojnie było solą w oku komunistycznych władz, ponieważ serce Narodu czuło, że nie da się go nijak wtopić w powszechnie obowiązującą ideologię.  Wprawdzie władze próbowały to zrobić   tłumacząc uchwalenie Konstytucji jako zwycięstwo nad "reakcyjnymi dążeniami kleru i arystokracji", ale słusznie obawiały się, że tej narracji Polacy mogą nie kupić.   W 1945 r. Jakub Berman powiada: "Niewątpliwie zmierzamy do tego, żeby 3 Maja zlikwidować, dążymy do tego, by święto narodowe związane było z nowym aktem państwowym.” Zastąpiono zatem  Trzeci Maja – Dwudziestym Drugim Lipca w błogim przeświadczeniu, że problem przestał istnieć. Zapomniano, że 3 Maja jest tuż po 1 Maja i że Polacy nie będą chcieli o nim zapomnieć.
      I rożnie bywało.  Raz trochę pozwalano świętować (byle bez organizowania wielkich pochodów), raz nie pozwalano. Pamiętam rok 1988, kiedy w łódzkim kościele oo. jezuitów zebrał się tłum, by wraz z o. Stefanem Miecznikowskim świętować dzień 3 Maja. I pamiętam, jak ZOMO wychodzących z kościoła ludzi naparzało, czym się da (dzisiaj tych panów nie obowiązuje ustawa o dezubekizacji, przypomnę tylko), pamiętam, jak jeden z moich przyjaciół został zamknięty na dołku na 48 godzin tylko za to, że tam był.
        Dzisiaj nikt nikomu nie broni celebrować tego święta i nie będę tu narzekać na żadne zniewolenie (choć pod łódzką katedrą czyniono wstręty ludziom w koszulkach z napisem KONSTYTUCJA ).
        W samo południe w Łodzi ludzie spotkali się na Placu Wolności, by złożyć kwiaty u stóp naczelnika Kościuszki. Było niezbyt tłumnie ale bardzo pogodnie, wszyscy przyszli uśmiechnięci, zaopatrzeni w egzemplarze Konstytucji RP, w kwiaty, wiązanki i białe róże (co już zakrawało na akt jawnego podburzania społeczeństwa). 

 Fot. Dorota Ceran


      Wiele osób przyszło ubranych w barwy narodowe, było biało-czerwono, radośnie. Byli ludzie z KOD-u, z Platformy Obywatelskiej, .Nowoczesnej, SLD, Obywatele RP i ci nigdzie, z nikim niezrzeszeni. Była nawet jedna pani prosto z Neapolu.

                                                                                                                            Fot. Dorota Ceran
       
Ale tuż obok widziałam także tych, którzy ludzi składających kwiaty, trzymających w rękach egzemplarze Ustawy Zasadniczej i śpiewających „Mazurka Dąbrowskiego” obserwowali z marsowym obliczem, z naganą w oczach, z uśmieszkiem politowania i jawnej pogardy na ustach.
      Gdzieś z boku stanął sobie jeden z bossów łódzkiej TVP i uważnie lustrował trzeciomajowe zgromadzenie. Robił zdjęcia, podchodził nieco bliżej, potem się oddalał, by nie daj Bóg! nikt go nie wziął za kogoś z tego niepewnego towarzystwa. Biedny...Widać było, jak targały nim sprzeczności: chęć zdobycia informacji z jawnym obrzydzeniem.



                                                                                                                     Fot. Dorota Ceran

      Nagle pojawiła się grupa osób, które wyglądały, jakby się odłączyły od pogrzebowego konduktu. Twarze zasnute niewymownym smutkiem, wieńce składane w ciszy i ze stosownym namaszczeniem, czarne odzienie... Pani z Neapolu powiedziała, że kojarzą jej się z... no ale ona jest z Neapolu, to za jej skojarzenia nikt tu odpowiedzialności brać  nie będzie.  To byli, proszę pani, przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości oraz związku, który posługuje się nazwą – Solidarność. I, trzeba przyznać,  byli bardzo uprzejmi, ponieważ ustawili się pięknie do zdjęcia na tle symbolicznego liścia demokracji zjadanego przez robale, za co wszyscy jesteśmy im niewymownie wdzięczni.


                                                                       Fot. Dorota Ceran

              Żartuję sobie paskudnie, wiem. Ale przedstawiciele KOD – u naprawdę zapraszali tych państwa do wspólnego złożenia kwiatów, odśpiewania hymnu, złożenia hołdu naczelnikowi Kościuszce. Ludzie mówili: „Chodźcie do nas, zróbmy to razem.” Odpowiedziała im grobowa cisza i ukradkiem rzucane wrogie spojrzenia. Mimo że przecież  jesteśmy z jednego  miasta, w większości przypadków znamy się osobiście, nasze losy niejednokrotnie się krzyżowały. Z jednym z panów z tego orszaku współpracowałam wiele lat temu i naprawdę bardzo miło tę współpracę wspominam. Dzisiaj wyrósł między nami wielki, gruby mur.  I jakoś nikt nie myśli go przeskakiwać.















Fot. Dorota Ceran

















Z serwisem Ceran.Press współpracują



GŁÓWNY SPONSOR KSIĄŻKI
A ja Łódź wolę...
________________________________________________________________________














Komentarze

  1. Świetnie napisane Pani Doroto. A już prawdziwym majstersztykiem było uchwycenie w kadrze tego szpiega z krainy deszczowców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za te słowa i serdecznie p[ozdrawiam.

      Usuń
  2. Nie ma się co dziwic. Z kodem i obywatelami rp trochę wstyd się pokazywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Jacku Jóźwiaku. Co tam robiłeś z aparacikiem?

      Usuń
    2. Kolega Głowacki z telewizji Trzy Kuleczki nie pożyczył Ci lustrzanki z teleobiektywem, czy nie prosiłeś Jacku?

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Awantura w Zgierzu, czyli czego się nie dowiesz z Łódzkich Wiadomości Dnia (TVP3)

Pożegnanie z Czytelnikami (na jakiś czas...)

List Otwarty do Marszałka Sejmu RP, Szymona Hołowni