Artykuł - doktorat honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego dla księdza Adama Bonieckiego
Są
miejsca, które kochamy, bo znaczą dla
nas więcej niż inne. I są ludzie, którzy mają stałe miejsce w naszych sercach i
głowach. I kiedy ci ludzie pojawiają się w owych miejscach – nastaje święto.
Ciepłym
uczuciem obdarzamy miasta, wioski, kraje i kontynenty, ulice, mieszkania i ławki
w parku. Czasami... instytucje. Brzmi to może trochę niezręcznie, ale przecież
kochamy nasze szkoły, czasami miejsca pracy, uczelnie. Ja – Uniwersytet Łódzki
traktuję jak własny, swój, kompletnie udomowiony. I fakt, że fizycznie nie bywam tam już zbyt często, nie zmienia w tej sprawie zupełnie
nic. To miejsce moich Rodziców, moje i
moich Dzieci. Tu trwa pamięć o Ojcu w cudownym, unikatowym Centrum Badań CERANEUM.
Tu moi mistrzowie uczyli mnie wyższości myśli humanistycznej nad wszelkimi
zjawiskami pozbawionymi tego waloru.
I właśnie
to miejsce, tak ważne dla mnie, przyjęło 12 kwietnia 2018 roku w poczet swoich najszanowniejszych członków
– doktorów honoris causa – Księdza Adama Fredro-Bonieckiego. Człowieka, którego
uważam za jednego z najszlachetniejszych ludzi na świecie. Człowieka mądrego,
dobrego, odważnego, dowcipnego, życzliwego, zatroskanego... CZŁOWIEKA – po prostu.
Promotorem
doktoratu jest profesor dr hab. Barbara Bogołębska, kierownik Katedry
Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UŁ, której wdzięczni są za to chyba
wszyscy mądrzy ludzie w kraju. Wszyscy przybyć wprawdzie nie mogli do auli przepięknego
budynku Wydziału Filologicznego UŁ, ale ci, którzy stawili się na uroczystość z
całą pewnością zrobili wielką radość nie tylko Księdzu Adamowi i Pani Profesor,
ale i sobie wzajemnie. Nie wymienię oczywiście każdego z obecnych, ale wspomnę,
że byli Państwo Bożena i Mariusz Walterowie, ks. abp. Grzegorz Ryś, księża – Kazimierz
Sowa i Wojciech Lemański, ksiądz Waldemar Sondka, profesorowie, artyści, dziennikarze,
nauczyciele szkolni i akademiccy, posłowie i senatorowie. Co bardzo
znamienne dla ludzi z klasą – nikt tu nie obsadzał się w roli VIPA, nie brylował,
nie uświetniał swoją osobą.
I
wszyscy rozumieli się doskonale, co było widać i słychać. Zwłaszcza podczas gdy
rektor, profesor dr hab. Antoni Różalski
witał gości i odczytywał przesłane adresy. Powitanie księdza arcybiskupa Rysia
wywołało burzliwy aplauz. Odczytanie listu marszałka Sejmu RP Marka Kuchcińskiego – ciszę. Jakże wymowną.
Zastanawiam
się nad tym, jak czuł się obecny podczas uroczystości ks. Piotr Kieniewicz MIC,
sekretarz prowincji ojców marianów, który zamknął usta księdzu Adamowi
Bonieckiemu 18 listopada 2017 słowami podpisanego przez siebie dokumentu: „przełożony prowincji wycofał
zainteresowanemu przywilej swobodnego wypowiadania się w mediach, pozostawiając
jedynie możliwość współpracy z redakcją Tygodnika Powszechnego”. Zrobił to argumentując
decyzję stwierdzeniem, iż słowa księdza Adama „wprowadziły poważne zamieszanie a nawet zgorszenie”. Dziwię się, że ojciec prowincjał nie zapadł
się pod uczelnianą posadzkę ze wstydu. Dziwię sie, że w ogóle przybył.
Laudacja
wygłoszona przez Panią Profesor Barbarę Bogołębską była wnikliwą analizą
dokonań i postawy Księdza Redaktora. Zarówno materia jak i umiejętności komunikacyjne
Pani Promotor sprawiły, że wystąpienie było ciekawe, pozbawione naukowego
hermetyzmu, serdeczne i wnoszące wiele do wiedzy nie tylko o bohaterze
Uroczystej Sesji Senatu UŁ, ale i o czasach, ideach i uniwersalnych wartościach.
Ksiądz
Adam Boniecki siedział sobie skromniutko, słuchał tych wszystkich słów i mimo
swej fizycznej kruchości emanował siłą niebywałej osobowości, intelektu a także...
dystansu wobec samego siebie. Bo kiedy ktoś ten dystans ma, niestraszne mu
zakazy, kłody pod nogami i nieżyczliwość
maleńkich ludzieńków.
Swój
wykład doktor honoris causa rozpoczął słowami: „Gdyby nie to, że nie chciałbym być nieuprzejmy wobec tych, którzy mi
ten tytuł przyznali, powiedziałbym, że to chyba jakaś pomyłka.”
A potem nastąpiła
znakomita analiza istoty dziennikarstwa, nie tylko tego zwanego dziennikarstwem
katolickim ale rozumianego szeroko – jako misja, posługa, nierzadko
intelektualna przygoda. Ksiądz Adam przywołał tych, którzy są „abonentami chwilowo
nieosiągalnymi”, ale którzy ukształtowali Go jako człowieka, księdza,
dziennikarza. Wśród nich – Marka Edelmana, kardynała Adama Sapiehę, Stefana
Kisielewskiego, Karola Wojtyłę (i później jako Jana Pawła II), ks. Józefa Tischnera, Jerzego Turowicza... Byli dla Niego autorytetami...
Dzisiaj,
gdy autorytety się nam kruszą, trwajmy przy księdzu Adamie Bonieckim, który
jest i będzie mistrzem dla wielu, choćby mu usta zamykano po wielokroć. I
dziękuję Ci, Uczelnio, że w tym trwaniu nas nieustannie wspierasz.
Fot. Dorota Ceran
Z serwisem Ceran.Press współpracują
GŁÓWNY SPONSOR KSIĄŻKI
A ja Łódź wolę...
________________________________________________________________________
Ciekawa relacja. Warto przeczytać.
OdpowiedzUsuń