Mam trzy pytania do... Kamili Gasiuk-Pihowicz (posłanki .Nowoczesnej)




     Fot. Łukasz Kamiński


Co czuła Pani 25 października 2015 roku? Czy starczyło Pani wówczas wyobraźni by przewidzieć to, co stanie się w Polsce już po dwóch latach?

My mieliśmy  wtedy za sobą miesiące bardzo ciężkie, ale pełne  nadziei i pozytywnych emocji. Przecież budowaliśmy nową partię na scenie politycznej, a to było prawdziwe wyzwanie. Pracowaliśmy wówczas w ekspresowym tempie. Nasza pierwsza konwencja, na Torwarze odbyła się  pod koniec maja 2015 roku a już 25 października wprowadziliśmy do Parlamentu dwudziestu kilku, w mojej ocenie bardzo  mocnych, posłów, doskonale przygotowanych merytorycznie do pełnienia swoich funkcji, z doświadczeniem zawodowym. To bardzo zdecydowane i energiczne osoby. Takie, które dobrze wypełniają swoje obowiązki. Zatem – tamtego dnia, zanim zostały ogłoszone wyniki,  czułam  najpierw niepokój, a potem miałam poczucie satysfakcji, że się udało. Bo to było olbrzymie doświadczenie sprawczości. Przekonanie, że nigdy nie można mówić „nigdy”, że trzeba walczyć do końca, że zawsze trzeba się starać. Bo polska scena polityczna jest bardzo dynamiczna - można ją realnie zmieniać. Mimo że nam bardzo dużo osób wmawiało wtedy (i wmawia nadal!), że ta scena już jest zabetonowana na lata. Wprowadzenie .Nowoczesnej  do Parlamentu dało mi olbrzymie doświadczenie tego, że jeżeli się bardzo chce, ciężko pracuje, podejmuje rozsądne decyzje to zrealizowanie  celów jest możliwe. I w dalszym ciągu w to wierzę. To mi daje siłę, aby walczyć zawsze do samego końca, bez względu na trudności.
             Czy podejrzewałam, że będzie aż tak źle z poszanowaniem demokratycznych standardów? Pierwszy moment, kiedy poczułam bardzo duży niepokój związany z tym, co proponuje nam PiS, to pierwsze exposé pani premier Beaty Szydło. Pamiętam, że wszyscy wtedy myśleli, że PiS będzie chwalił się tym, czego to oni nie zrobią w Polsce, czego to nie przeprowadzą. Że to będzie dzień, kiedy PiS skupi się na swoich pseudo pozytywnych wizjach dotyczących przyszłości. I pamiętam, jak w trakcie tego exposé (nawet nie doczekali do jego końca) kolega poinformował mnie, że do Komisji Ustawodawczej wpłynęła ustawa o Trybunale Konstytucyjnym. I wtedy się zaczęło... Jako adwokat, dodatkowo po pracy w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, któremu część kompetencji wyznaczała ta ustawa, miałam płynącą z praktyki wiedzę o tym, co  oznacza próba przejęcia Trybunału Konstytucyjnego przez PiS. I poczułam wtedy, że to będzie tak naprawdę walka o to, czy Polska będzie demokratycznym krajem, czy nie.
            Boli mnie to, co dzieje się w polskim Sejmie, gdzie większość mają ludzie, którzy nie szanują Konstytucji, nie szanują praworządności, nisko cenią prawdę i zwykłą, ludzką przyzwoitość. I boli mnie to, że w moim kraju, w mojej Ojczyźnie tak niszczy się instytucję, która została powołana do ochrony Konstytucji. Niszczy się polski Parlament poprzez absurdalny tryb uchwalania ustaw - często w kilkanaście lub kilkadziesiąt godzin, często ukradkiem, nocą, zamiast z otwartą przyłbicą i w świetle kamer. Myślę, że tak naprawdę, przynajmniej część polityków obozu rządzącego sama się tego wstydzi. Boli mnie to po ludzku, ale z drugiej strony –  mam świadomość roli polityka i tego, że musi mieć grubą skórę. I że musi walczyć do końca. Tak postrzegam moją rolę:  trzeba walczyć dzielnie, wchodzić w debatę nawet na najtrudniejsze tematy nie bojąc się ich podejmowania. Bo o to właśnie w polityce chodzi – o podejmowanie ważnych i rozsądnych decyzji. Lubię porównanie polityka z lekarzem. Odpowiedzialny polityk musi mówić czasem o rzeczach bardzo trudnych do zaakceptowania dla ludzi, dokładnie jak lekarz, który czasami musi przekazać pacjentowi informację o bardzo ciężkiej chorobie. Bo trzeba powiedzieć o tym, o czym powiedzieć koniecznie trzeba, ostrzec przed konsekwencjami.

Gdy Pani spotyka się, rozmawia z politykami PiS i partii satelickich, widuje Pani choć cień refleksji w ich oczach? Jak Pani ocenia tych ludzi jako poszczególne osobowości? Kim naprawdę są?
Czasami sama zadaję sobie to pytanie. Bo często są to przecież ludzie, którzy mają pięknie zapisane karty opozycjonistów z czasów PRL, którzy poświęcali swój wielki wysiłek, często zdrowie walcząc o to, aby Polska była niezależna, żeby mogła się rozwijać. Nieraz starałam się zaapelować do ich odpowiedzialności... Pierwsze miesiące po wyborach były dla nich nacechowane taką euforią zwycięskiego obozu. To ich trzymało w bardzo mocnej jedności. Teraz coraz bardziej widać, że nie do końca tak jest;  wewnętrzne, pojedyncze  głosy się odzywają... Jednak mam wrażenie, że w dalszym ciągu te osiem lat w opozycji i poprzednie przegrane wybory dały czas i pozwoliły stworzyć karną armię ludzi, którzy interes partyjny stawiają najwyżej.
Ale chcę jasno powiedzieć – ja nie weszłam do polskiego Parlamentu po to, żeby się poklepywać po plecach. Bo nie po to wchodzi się do polityki. Zatem, twardej debaty oczekiwałam. I powiem więcej – Parlament powinien być takim miejscem. Miejscem najbardziej gorących rozmów i sporów politycznych, których ja się nie boję.  Z tym, że  zdecydowanie nie „bez żadnego trybu”. Bo każda instytucja w Polsce, także Sejm musi działać w granicach i na podstawie prawa. Ograniczenie debaty w parlamencie sprawia, że wylewa się ona na ulicę. I widzieliśmy to w grudniu 2016 roku, kiedy marszałek Kuchciński bezprawnie ograniczył możliwość wypowiedzi posła opozycji i dostęp mediom. Widzieliśmy to również w lipcu 2017 r. kiedy brak możliwości realnej debaty nad zmianami w sądownictwie doprowadził do fali potężnych protestów, która przetoczyła się przez całą Polskę.

Kiedy ludzie mają pretensje do posłów opozycji, że jest słaba, nieskuteczna, bierna, jakże często jest to jednak krytyka niekonstruktywna. Czy i jakiej pomocy oczekiwaliby politycy opozycji od swoich elektoratów?
Opinia publiczna jest wolna od tej bezwzględnej arytmetyki parlamentarnej, której podlega każde głosowanie na sali sejmowej i do niej bezpośrednio musimy kierować się z ważnymi tematami w celu prowadzenia debaty. My, oczywiście, musimy zrobić swoje jako przedstawiciele opozycji, czyli przygotować pozytywne rozwiązania w kluczowych obszarach, takich jak opieka zdrowotna, edukacja czy gospodarka.  W aktywności podczas debat w Sejmie celują nasi posłowie. Jeśli przeliczymy projekty, inicjatywy legislacyjne – to samo. Ale jak wiemy, rzeczywistość jest taka, że większość w Parlamencie mają ludzie, którzy niestety nie szanują Konstytucji, nie szanują przepisów prawa... Chociażby ze zwykłego zacietrzewienia nie oddadzą głosu za projektem, który przygotowała partia opozycyjna. Jednak my te działania mimo wszystko  podejmujemy, bo to jest droga do wprowadzania pewnych tematów do debaty publicznej.
Jednocześnie w tym momencie za kluczowe uważam zaangażowanie obywatelskie. Przed nami naprawdę długa droga, pełna wyzwań. Zmieniono kodeks wyborczy. Brak jest niezależnego Trybunału Konstytucyjnego. Wyczyszczono z niezależnych sędziów Izbę Spraw Publicznych w Sądzie Najwyższym odpowiadającą za zatwierdzenie prawidłowości wyborów. Trzeba działać! Form zaangażowania obywatelskiego jest naprawdę wiele. Począwszy od najdrobniejszych rzeczy – takich jak rozmowy z przyjaciółmi, znajomymi, także poprzez aktywność w mediach społecznościowych, które odgrywają olbrzymią rolę w naszych czasach. Poprzez aktywność w wyborach, nawet startowanie w nich, udział w komisjach wyborczych, czy nawet poprzez roznoszenie ulotek. Można też znaleźć organizację pozarządową wspierającą np. rządy prawa czy kontrolującą poczynania władz albo nawet partię, która nam odpowiada... Można zaangażować się w kampanię jakiegoś konkretnego kandydata... Tych form aktywności jest naprawdę bardzo wiele.
Musimy wszyscy zdać sobie naprawdę sprawę z tego, że to przed nami wszystkimi jest czas działania.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Awantura w Zgierzu, czyli czego się nie dowiesz z Łódzkich Wiadomości Dnia (TVP3)

Pożegnanie z Czytelnikami (na jakiś czas...)

List Otwarty do Marszałka Sejmu RP, Szymona Hołowni