WYWIADY - rozmowa z nadkomisarzem Krzysztofem Balcerem
Pójdziemy
z wami razem
Wywiad z nadkomisarzem Krzysztofem Balcerem -
przewodniczącym Zarządu
Fot. Dorota Ceran
Policja
protestuje
Dorota Ceran: W związku z trwającym protestem
policji 24 lipca na terenie Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Łodzi odbyła
się konferencja prasowa Federacji Związków Zawodowych Służb Mundurowych.
Uczestniczyli w niej przedstawiciele dwóch strażackich związków
zawodowych, policjanci, straż graniczna, służba więzienna i służba
celna. Podczas konferencji po przedstawieniu postulatów wystosowanych przez Federację
do rządzących, policjanci odpowiedzieli na zarzut kierowany z różnych stron, że
protest w głównej mierze dotyczy wysokości uposażeń.
Nadkomisarz Krzysztof Balcer: Godna zapłata za ciężką i niebezpieczną służbę to ważny postulat, ale nie mniej istotne jest uregulowanie zasad
przechodzenia na emeryturę, załatwienie zapisów ustawy emerytalnej, która
dzieli dziś policjantów przyjętych do służby między rokiem 1999 i 2013 od
pozostałych na lepszych i gorszych, wprowadzenie płatnych nadgodzin oraz
spełnienie obietnic obecnie rządzących w sprawie odpłatności za zwolnienia
lekarskie. Walczymy nie tylko o prawo do godnego życia lecz o atrakcyjność
zawodu policjanta, bo chętnych do służenia społeczeństwu na obecnych warunkach
jest coraz mniej, a polska policja obumiera. Można więc śmiało powiedzieć,
że nasze postulaty oraz akcja protestacyjna będąca wynikiem braku reakcji
rządu, jest walką o stan bezpieczeństwa wewnętrznego państwa.
Nam
chodzi o poważne traktowanie, tak naprawdę. Bo od momentu złożenia tych postulatów czyli od 12 marca w
ministerstwie traktują nas niepoważnie. Do czerwca udawali, że z nami
rozmawiają. Myśmy okazywali dobrą wolę i przedstawialiśmy kolejne propozycje
kształtu porozumienia, tak by było akceptowalne przez stronę ministerialną. Na
jednym spotkaniu dochodziliśmy do konsensusu i ustalenia, że trzy postulaty na
pewno zostaną spełnione do końca czerwca, było wyraźne kiwnięcie głową pana Brudzińskiego,
że się na to zgadza, były zapewnienia jego przedstawicieli podczas rozmów
roboczych, po czym spotykamy się ponownie i oni nam przedstawiają propozycję, w
której nie ma już trzeciego postulatu a
dwa pozostałe... może wejdą w życie ale w bliżej nieokreślonym czasie. Zostaliśmy potraktowani jak dzieci z
przedszkola. I mamy tego dość. Funkcjonariusze na
ulicach też mają dość i jeżeli my jako związek nie ogłosilibyśmy protestu,
to zaczęliby protestować sami.
Od 10 lipca jesteśmy w fazie protestu
polegającym na niemandatowaniu, plus oczywiście, oflagowywaniu budynków policji
i oznakowaniu radiowozów. I to będzie
trwało do skutku. To nie jest tak, że będziemy kończyli jedną formę protestu i
zaczynali drugą, lecz będziemy je dodawać.
Niemandatowanie jest bardzo
uderzające w rząd, choć oni jeszcze tego nie zrozumieli. Bo pieniądze rzędu 10, 20 milionów jeszcze nie przemawiają do wyobraźni. Ale po
trzech miesiącach zrobi się z tego 100 milionów i to już musi przemówić. A my
będziemy kontynuować, nikt z tego nie zrezygnuje. Kiedy to dotrze do rządzących
krajem? Nie wiem, to może jest kwestia błyskotliwości...?
16 lipca Federacja Związków
Zawodowych Służb Mundurowych podjęła decyzję, że na terenie całego kraju przystępuje
do tej akcji. Koledzy z pozostałych służb też są zdeterminowani. I stąd
zwołanie tej konferencji, która odbyła się 24 lipca. 16 sierpnia zapadną decyzje o
rozszerzeniu protestu, o formach
dyskutujemy.
Jak wielu policjantów niezrzeszonych w związku
przystąpiło do akcji protestacyjnej?
Związek nie ma narzędzi, żeby to
policzyć w sposób matematyczny, ale
do nas codziennie przychodzą policjanci i pytają, kiedy będą gotowe
flagi, bo u nich w komisariacie brakuje, a przystępują do oflagowania. A
nie są związkowcami. To jest bardzo wyraźny, oddolny sygnał, że wszyscy
policjanci protestują. Ci, którzy mają
inne poglądy na sprawę – to są przypadki pojedyncze. Zwłaszcza w gronie
kierownictwa, kiedy jakiemuś komendantowi przypomni się, że warto przypodchlebiać
się wyższym przełożonym... zdarzały się takie przypadki w kraju. Mamy interesujący
przykład sprzed kilku dni: komendant główny Straży Pożarnej, generał Leszek
Suski, został postawiony do pionu przez samego pana ministra. Jesteśmy z nim w sporze, a jednak upomniał komendanta,
by ten nie utrudniał akcji protestacyjnej, do której związki mają prawo. Ale
pan generał, jak się okazało, był jednym z czterech łamistrajków protestu
podchorążych w Wyższej Szkole Pożarnictwa w 1981 roku, co media już
zdążyły mu wypomnieć. A teraz jest
protegowanym pana wiceministra Jarosława Zielińskiego. Zarządził, że na wozach
bojowych nie wolno wieszać flag ani oznakowań informujących o proteście, bo...
przeszkadza i zagraża to ruchowi
drogowemu. Strażacy nie mają łatwo... Mimo że ich społeczeństwo bardziej lubi
niż nas.
Wracając do protestu policji – w ogóle
przestaliście karać mandatami? W każdym przypadku?
Nie, jeśli ktoś świadomie okradnie
sklep, wyniesie jakiś towar i nie zapłaci, to nie jest to przestępstwo tylko
wykroczenie, ale wykroczenie na tyle poważne, że nie możemy zastosować
tylko pouczenia. Tu musi być mandat. Pouczamy tych, którzy przechodzą na
czerwonym świetle, piwo piją w parku czy niewiele przekraczają samochodem
prędkość. Ale jeśli kierowca spowoduje kolizję, to trudno będzie poprzestać na
pouczeniu.
W
sierpniu wprowadzamy kolejną formę protestu, czyli „protest włoski”. Czyli,
wszystkie czynności będą wykonywane dokładniej, literalnie zgodnie z
procedurami. Nie w każdej dziedzinie naszej roboty się to sprawdzi, bo
trudno jechać z prędkością 40 km na godzinę, kiedy w grę wchodzi interwencja w
sprawie zagrożenia czyjegoś życia czy bezpieczeństwa. To wiadomo. Ale jeśli się
tylko odrapały dwa samochody... Albo na styku naszej pracy i pracy służby
więziennej. Oni przygotowują skazanego na rozprawę sądową, a policjanci w
Wydziału Konwojowego przyjeżdżają po niego, odbierają i wiozą do sądu na rozprawę. Z prędkością
zgodną z przepisami. To po pierwsze. Po drugie – sam moment przekazania
skazanego policji jest dość uciążliwym i długotrwałym procesem, który wszyscy
starają się przeprowadzić bardzo szybko i sprawnie, bo przecież sąd czeka. Ale
jeśli zaczną to skrupulatnie robić, bardzo dokładnie, bez pośpiechu, to
podejrzewam, że bardzo spadnie nam liczba rozpraw.
Oj, to się statystyki popsują...
No
tak. Popsują się. Wiadomo, że
dochodzeniowiec nie będzie pracował wolniej, bo całą swoją robotę zaprzepaści,
ale wszelkie sprawy administracyjne – jak najbardziej będą podlegać tej formie
protestu.
My rządowi cały czas dajemy szansę
na to, by usiedli z nami do stołu. Jak dotąd nikt z nami nie rozmawiał
między innymi dlatego, że... pan minister Brudziński był na urlopie. A bez
niego nikt nie podejmie żadnej decyzji.
Ale wiemy, że już wrócił z urlopu, spotkał się z Rafałem Jankowskim,
przewodniczącym Zarządu Głównego NZZP i z Federacją i z tego, co wiem, Rafał
wyszedł z tych rozmów zdegustowany. Powiedział mi tylko: „Farsa.”
Więc pewnie w ten drugi, włoski etap
protestu wejdziemy. A już powoli zaczynają się sypać zwolnienia lekarskie, bo
ludzie nie wytrzymują napięcia.
Na wrzesień szykujemy wielką demonstrację
wszystkich służb mundurowych w Warszawie.
Przepraszam, a kto będzie was obstawiał?
No więc właśnie, właśnie... Sami
siebie będziemy obstawiać.
Zauważył Pan, że od czasu, jak rządzi PiS
trudno znaleźć taką grupę społeczną czy zawodową, która by nie
protestowała? Policja niejako domknie
ten zbiór.
Państwowa Inspekcja Transportu, „krokodyle”,
jeszcze nie protestowali ale też zapowiadają strajk.
Chodzi o to, by to wszystko było
skuteczne, bo protestować można sobie
w nieskończoność, a rządzący się przyzwyczajają na zasadzie” „My sobie tu
rządzimy, a oni sobie tam chodzą.”
Ale ci wszyscy protestujący ludzie pójdą w
końcu do wyborów. A za każdą z protestujących osób stoi ktoś, czasem kila
osób, które nie mogły stawić się fizycznie, ale pogląd określony mają. A to już
duża armia ludzi.
Trzeba ludzi przekonywać, że na wybory
konicznie iść trzeba.
Policja
a protestujący
Policjanci pilnujący pod sejmem barierek,
stojący godzinami w słońcu i patrzący na protestujących ludzi wyglądają na
znudzonych, inni na zmęczonych, jeszcze
inni na wkurzonych. Zadaję sobie pytanie - na kogo są wkurzeni? Na władzę, która ich tam
postawiła, czy na protestujących, których muszą obstawiać?
Na totalny bałagan organizacyjny zrobiony przez
tych, którzy kierują ich działaniami. Głównie w Warszawie. Mają pretensje do
ludzi, którzy decydują o tym, że oni tam mają jechać. I ci, którzy im tam organizują
służbę, i ci, którzy ustawiają im grafiki w Łodzi, mają poczucie marnowania
potencjału tych ludzi, marnowania ich czasu. A policjanci robią za dupochron
dla tych, którzy siedzą za tymi barierkami i cieszą się, że „świry” im nie
włażą.
Wygląda to tak: jedzie kompania z Łodzi do
Warszawy. W poniedziałek rano. Ludzie dowiadują się tego samego dnia rano albo
wieczorem w niedzielę. Wsiadają do radiowozu i wiezie się ich do Warszawy.
No nic, taka robota... Ale tam, po zakwaterowaniu i zgłoszeniu się do służby,
dowiadują się, że nikt nic nie wie. Nie wiedzą, gdzie pójdą, co będą ochraniać
i przez ile godzin. To są ludzie,
którzy działają zespołowo na rozkaz i oni
właściwie nie muszą tego wiedzieć. I
na tym etapie jeszcze pretensji nie mają. Ale, kiedy wyjeżdżają rano, przyjeżdżają
i po zakwaterowaniu czekają przez dzień, całą noc, kolejny dzień i nie mają żadnego sygnału, to już zaczynają
pretensje mieć. Są sfrustrowani.
Czekają, kiedy im wreszcie ktoś każe coś robić. Już myślą, że o nich zapomnieli
i... nagle, o godzinie 22.00 następnego dnia dostają telefon, że rozpoczynają
służbę nocną. I jadą. Oczywiście, w gotowości byli cały ten czas, nie mogli
się rozkulbaczyć, bo przecież w każdej chwili mogli dostać sygnał. Wszyscy ich
mają... wie pani, gdzie... I oni tak się czują. Już pomijam, że butelka wody
czy jakieś jedzenie dla nich nikogo kompletnie nie interesuje. Nie było ich w
Łodzi trzy, cztery dni a pełnili osiem godzin służby. To jest dopiero
marnotrawstwo! I ci ludzie to widzą. I
pytają się wzajemnie: „Po co myśmy tam pojechali?” Bo tych barierek przed
sejmem musi zawsze pilnować 250 policjantów, bez względu na to, ilu jest
protestujących, nawet jak jest ich trzech. A nawet jak jest ich wielu, to
względnie spokojnie się zachowujących. I policjanci czują się tam jak wazony.
Człowiek, który im planuje służbę mówi do mnie: „Krzysiek, ja wysyłam
pięćdziesięciu na pięciuset pseudokibiców. I oni sobie radzą. I ci sami ludzie jadą tam, i w dwustu
pięćdziesięciu stoją naprzeciw trzydziestu spokojnych ludzi. To jak oni mają
nie być sfrustrowani?” A Łódź jest wykorzystywana do bólu, bo jest blisko.
Podobno łódzcy policjanci nie chcą jeździć na
te protesty?
Żaden policjant w kraju nie chce. Ale z samego
niechcenia jeszcze nic nie wynika.
Słyszałam, że brali zwolnienia lekarskie.
W Warszawie się posypały. Warszawskie OP[1]
wzięło ponad 100 zwolnień. Tamtejsi
policjanci mają dosyć i dlatego wykorzystują ościenne województwa, bo nie ma
kto stać. Mało tego, tak się tam zaczęli buntować, że nie nasi stanowią odwód dla nich, lecz oni dla
naszych. A trzeba pamiętać, że policja stołeczna bierze większe pieniądze...
Panuje przeświadczenie, że to w części w ogóle
nie są policjanci, że to może przebrany w policyjne mundury WOT.
Nie. To jest po prostu niemożliwe. Myśmy sami,
trochę tak prześmiewając rzeczywistość i
reagując na braki kadrowe mówili, że jeśli jest kłopot z obsadą, to weźmy
prywatną armię Macierewicza i oni niech robią za ZOMO. A chłopaków z OP
przesuńmy na wolne etaty w komisariatach i jednostkach terenowych. To były,
oczywiście, żarty. Ale sytuację kadrową mamy trudną. W tym roku z naszego, łódzkiego OP liczącego
kilkaset osób odeszło siedemnastu ludzi...
Dlaczego odeszli?
Bo im się przestała podobać ta robota.
A dlaczego ci policjanci w czasie, gdy
obstawiają protesty, nie mają na mundurach żadnych identyfikatorów, naszywek z
nazwiskami, niczego?
Nie muszą mieć.
???????
Bo oni działają zbiorowo. I w związku z tym nie
muszą. Za nich odpowiada dowódca. On wie, gdzie kto stał, co robił...
Ale legitymowany człowiek nie wie, z kim ma do
czynienia. To jest zgodne z prawem?
Nie musi wiedzieć. Po prostu – legitymuje go
umundurowany policjant.
A jeśli to nie jest policjant, tylko
przebieraniec?
Mało prawdopodobne... Ale na żądanie
legitymowanego musi podać swój numer służbowy.
Taki numer każdy z nas ma. A przy oddziałach zwartych, wszystkimi danymi
dysponuje dowódca.
To utopia. Niech Pan podczas takiej akcji
spróbuje znaleźć tego dowódcę.
Ja sobie zdaję z tego, oczywiście, sprawę. Ale
dementuję pogłoski jakoby to nie byli policjanci. To jest absolutnie
niemożliwe.
No, ale dlaczego?
Bo między prawdziwych policjantów nie da się
ich wmieszać. Musiałyby to być całe pododdziały. A tak... no przecież
policjanci się wzajemnie znają.
No to co? Dostaną rozkaz: zaakceptować.
Nie.. Aż tak to się nie da. Poza tym to byłby
rozkaz niezgodny z prawem. Bo obowiązki policjanta może wykonywać tylko
policjant. I w mundurze policjanta może chodzić tylko policjant. Ktoś, kto
łamie ten przepis dokonuje przestępstwa. Policjant, który to widzi ma obowiązek
zareagować.
A wiceminister Zieliński powie: „Tak ma być.”
Aż tak spolegliwych policjantów to my nie mamy.
No to teraz poważnie: jak Pan skomentuje fakt,
że policjanci poturbowali podczas lipcowych protestów dwóch młodych mężczyzn,
psikali w oczy gazem łzawiącym...? I jeden z tych funkcjonariuszy skarży
się teraz, że został sfotografowany, że jego wizerunek trafił do sieci.
Przecież jest osobą publiczną na służbie, więc nie należy mu się ochrona
wizerunku podczas wykonywania czynności.
Każdy policjant, zwłaszcza w mundurze,
wykonujący w miejscu publicznym
czynności, może być sfilmowany, sfotografowany, opisany. I o to nie może mieć
absolutnie żadnych pretensji. Każdy z nas, wykonując określony zawód powinien
sobie zdawać sprawę, na co się decyduje i wykonywać ten zawód w ten sposób,
żeby się nie narażać na tego typu sytuacje. Po prostu. Nie wiem, czy ten chłopak
był agresywny, czy nie był. Nie
widziałem tego zdarzenia. Ale ze zdjęć, które oglądałem wynika, że policjanci
faktycznie pastwili się nad nim. To, że odciągnęli na bok... no dobra, może
chcieli go oddzielić od reszty, jeśli był agresywny. Ale po co go ciągnęli
dalej, w jakieś krzaki? Trzech się nad nim pastwi (tak się, według mnie
zachowują niewyszkoleni policjanci), jeden wygina rękę, żeby założyć kajdanki
(to jest akurat zgodne z procedurą), drugi go trzyma za druga rękę... no ok.,
ale czemu trzeci trzyma go za szyję i dusi?! I kiedy broni się funkcjonariusza,
że został sprowokowany agresywnym zachowaniem protestującego mówię: „Nieprawda.
Zdarzają się wśród nas policjanci, którzy przyginają”. Bronić policjantów
musimy, zwłaszcza jako związek, ale jestem zawsze bardzo w takich
sytuacjach ostrożny. I sytuacje takie jak wyżej opisana, uważam, że należy
piętnować. Z tym, że nie akceptuję włączania w to rodziny policjanta, obrażania
ani grożenia. Takie rzeczy z kolei nie mogą mieć miejsca.
Mogę wyobrazić sobie sytuację, kiedy zagrają
emocje jednych i drugich. Kiedy protestujący w sytuacji jakiejś bardzo
emocjonalnej nafluga temu policjantowi, plunie w jego stronę i ten ostro
zareaguje. Ok., jest na służbie, ale też jest tylko człowiekiem i też jest pod
presją i ma emocje. Ale jeśli po jakimś takim gwałtownym spięciu ta sytuacja
wygasa, to zazwyczaj nikt do nikogo nie ma pretensji. Sam w takich sytuacjach
bywałem w ciągu trzydziestu lat mojej służby i wiem, jak to jest.
Podczas takich sytuacji łatwo o prowokację.
No i wtedy może być zadyma. Policja ruszy,
ludzie ruszą na policję... Może tak być.
Dlatego wszyscy musimy zachować czujność. Z obu stron. I trzeba mówić o tym.
Zawsze na początku każdego zgromadzenia.
Muszę przyznać, że nasza łódzka policja podczas
protestów zachowuje się bardzo przyzwoicie. Szef łódzkiego KOD, Mirek Michalski
na koniec każdego zgromadzenia bardzo funkcjonariuszom dziękuje.
Znam
wszystkich tych ludzi i wiem, że to są doświadczeni funkcjonariusze OP,
zaprawieni w bojach z kibolami więc takie spotkania nie powodują u nich
przypływu adrenaliny, a przede wszystkim wiedzą, co to znaczy zachować się
przezwoicie...
Społeczeństwo w całym kraju protestuje od
trzydziestu trzech miesięcy...
I pewnie niedługo spotkamy się po jednej
stronie tego protestu. Bo poza sześcioma postulatami mamy jeszcze jeden –
chodzi nam o godność policjanta i poszanowanie służby. Nie możemy tego postulatu dopisać, bo co
napiszemy? ”Nie wystawiać policji przeciw demonstrującym?” Nie da się, jest
zbyt ogólne. Ale intencja jest jak najbardziej słuszna, bo my wolelibyśmy
ganiać za gośćmi sprzedającymi dopalacze niż wystawać pod sejmem. To jest jedno
z naszych podstawowych dążeń. Jeżeli budżetówka zdecyduje się wyjść na ulice,
to pójdziemy razem. Pójdziemy z wami razem...
Przedruki są możliwe pod warunkiem podania źródła publikacji
© Dorota Ceran/ceran.press
GŁÓWNY SPONSOR KSIĄŻKI
A ja Łódź wolę...
---------------------------------------------------------------------------------------------
Komentarze
Prześlij komentarz