Mam Trzy Pytania do... - Andrzeja Rozenka (polityka Sojuszu Lewicy Demokratycznej)
Jest Pan jedną z niewielu znanych mi osób, które spotkały się oko w oko z Władimirem Putinem. Czy to spotkanie w Soczi w 2010 roku otworzyło Panu nową perspektywę w pojmowaniu polityki rosyjskiej, zwłaszcza w kontekście relacji z Polską?
To było spotkanie w ramach Klubu Wałdajskiego, czyli takiej instytucji, która skupia ludzi zainteresowanych Rosją. To są ludzie z całego świata – przeważnie historycy, dziennikarze, politolodzy. Nie ma wśród nich czynnych polityków. Pojechałem wówczas jako dziennikarz, zastępca redaktora naczelnego tygodnika „Nie”. I nie ukrywam, że poczytałem sobie to za duży zaszczyt, bo niewielu Polaków było w ogóle na spotkaniach Klubu Wałdajskiego (poza mną był jeszcze Leszek Miller, Józef Oleksy i Adam Michnik). Michnik i Miller byli w tym samym czasie, co ja. Rzeczywiście – zabrano nas na spotkanie z Putinem. To nie było, oczywiście, takie bardzo intymne spotkanie, bo było nas pięćdziesiąt osób na jednego premiera (w 2010 roku Putin pełnił funkcję premiera). Ale ponieważ była to dosyć wystawna kolacja, każdy miał czas, żeby zadać jakieś pytanie i spróbować sprawdzić, jak sobie Putin radzi z pytaniami, które nie były wcześniej uzgodnione. I muszę powiedzieć, że byłem pod wrażeniem ogromnego przygotowania merytorycznego Putina, który dużo wie. Naprawdę bardzo dużo wie. I trzeba przyznać, że bez żadnej pomocy, bez żadnych asystentów, z głowy operował liczbami, statystykami, datami historycznymi. Było przyjemnie słuchać człowieka, który wie, o czym mówi.
Jeśli
chodzi o wrażenia mniej polityczne, a bardziej plotkarskie, to warto zauważyć,
że jest to człowiek, który mimo że jest jedną z najważniejszych osób na świecie
potrafi zachować luz, jest bardzo bezpośredni. Przybył na spotkanie w sportowym
stroju. Kiedy na początku kolacji mieliśmy wszyscy kłopoty z przystawką w
postaci jajeczka przepiórczego, które ganialiśmy po talerzach niczym Gustlik jajko w „Czterech pancernych i psie”, to wówczas
Putin wziął to po prostu w palce
pokazując wszystkim, że nie należy się specjalnie savoir vivre’m
przejmować i że możemy się zachowywać w miarę swobodnie. To było,, oczywiście zaplanowane przełamanie
pierwszych lodów.
Ten
człowiek dokładnie wie, dokąd idzie i jakie ma cele w życiu. Z jednej strony
patrzę z podziwem na prezydenta Rosji a z drugiej strony – z dużym niepokojem.
I ten niepokój czasami wyrażam, jeżeli jestem o to pytany. Ponieważ uważam również, że jest to niesamowicie
niebezpieczny człowiek, człowiek służb, przygotowany do tego, żeby rządzić żelazną ręką Rosją.
Oczywiście, Rosja jest innym krajem niż Polska i tę specyfikę też trzeba
uszanować. Ale to, co się tam dzieje, wykracza czasami daleko poza standardy
demokracji i nie sądzę, aby to się działo bez jego wiedzy. Stąd ta moja
dwoistość podejścia do Putina, który z jednej strony wydaje się być bardzo
dobrze przygotowany do funkcji, którą pełni, z drugiej – jest człowiekiem,
który nie liczy się ani z demokracją ani
z zasadami prawa, bo ma swoje zasady – zasady służb. I to one decydują
tak naprawdę o tym wszystkim, co się w Rosji dzieje.
W
tygodniku „Przegląd” ukazał się szalenie interesujący wywiad z generałem
Andrzejem Kapkowskim, byłym szefem wywiadu. Mówi w nim, że dostał któregoś dnia
list, który na początku zlekceważył a potem (w zasadzie pro forma) oddał do
ABW. W liście tym ktoś, pewne szczegóły wskazywały na to, że był to
Rosjanin, mówił, że obniżenie emerytur służbom mundurowym w Polsce, to rodzaj
rewanżu służb rosyjskich, które naszym
służbom po PRL-owskim nie wybaczą nigdy zdrady. Są tam wymienione trzy
obszary, w których mieliśmy zdradzić: współpraca z Amerykanami, współpraca
z Ukrainą w związku z oderwaniem się jej od Rosji i współpraca z Gruzją.
Ten list Kapkowski z początku potraktował jako
żart albo jakiś rodzaj prowokacji. Ale okazało się, że niedawno inny
wysoki oficer służb dostał bardzo podobny list. No i teraz jest pytanie – czy
to, co się dzieje z polskimi służbami, to że ludzie są postponowani
(i nie ci, którzy odpowiadają za śmierć Popiełuszki, bo ci akurat nie
są) mimo że wiernie służyli Polsce przez ostatnie dwadzieścia kilka lat, nie można potraktować jako skok na
bezpieczeństwo państwa? Czy to nie jest osłabianie tego bezpieczeństwa? Próba
dezintegracji polskich służb? Jakby się dobrze nad tym zastanowić, to taka
działalność mogłaby być jedynie możliwa wówczas, gdyby we władzach polskich
była wysoko umieszczona rosyjska agentura. Czy jest to możliwe? Nie wiem. I nie
mnie to rozstrzygać. Powinny być
w państwie odpowiednie do tego służby, które by to wyjaśniły.
Niestety, im bardziej się zajmuję tymi sprawami, tym większe mam
wątpliwości, czy jest jeszcze ktoś w
Polsce, kto potrafi to wyjaśnić. Bo służby zostały przetrzebione, mamy do
czynienia z notorycznym dewastowaniem służb specjalnych, co zaczął Macierewicz
niszcząc WSI. Teraz PiS-owcy to kończą niszcząc emerytów mundurowych. A ci
młodzi ludzie, którzy przyszli do służby niespecjalnie mają się od kogo uczyć.
I to jest problem, z którym prawdopodobnie nie będziemy mogli sobie poradzić w
przyszłości. A to może oznaczać narażenie Polski na penetrację obcych wywiadów,
czego nikt z nas sobie nie życzy.
Tomasz
Piątek napisał bardzo ciekawą książkę dotykającą tych spraw bezpośrednio, w
której są same fakty i myślący człowiek jest w stanie sobie te fakty
poukładać. Zazwyczaj myślący ludzie
układają je sobie w ten sam sposób.
Zaangażował
się Pan w działanie na rzecz policjantów i innych funkcjonariuszy służb
mundurowych dotkniętych ustawą dezubekizacyjną. Co skłoniło Pana do tej
aktywności?
Są
dwa podstawowe powody, dla których się tym zająłem. Po pierwsze – uważam, że
każdy obywatel powinien w tej sprawie krzyczeć i to bardzo głośno. Bo my nie
możemy czekać. Jeżeli ktoś w imieniu państwa pewną grupę ludzi pozbawia praw
nabytych i robi to w ramach odpowiedzialności zbiorowej, to teraz jest już
ostatni moment, kiedy jeszcze możemy coś zrobić. Następnym etapem tego typu
działań, co wiemy z historii, jest wprowadzenie autorytaryzmu lub nawet
totalitaryzmu. I jeżeli nie będziemy działać, to pozwolimy bardzo złym
ludziom odebrać nam nasze państwo. Nie
ma na to mojej zgody i nie ma zgody większości Polaków. Odpowiedzialność
zbiorowa jest przynależna tylko jednemu systemowi politycznemu na świecie. Ten
system nazywa się – faszyzm. System faszystowski opierał się właśnie na
odpowiedzialności zbiorowej. Ona była stosowana także w czasach stalinowskich
ale przynajmniej próbowano to tuszować. Zazwyczaj w sposób nieudolny próbowano
wskazywać na to, że są jakieś sądy, że są jakieś Trybunały Ludowe. A faszyści
bez oporów powiedzieli, że to Żydzi są winni całemu złu, że trzeba ich w
związku z tym wysłać do gazu, zgładzić z
powierzchni ziemi, bo jako grupa, jako
naród nadają się o eksterminacji. Naprawdę, niewiele się różni tamto podejście
do Żydów od tego, co robi ta władza z
byłymi ludźmi służb mundurowych. Rożni się skalą represji. Tam wysyłano ludzi
na śmierć, tu zabiera się im prawa nabyte. Nazywa się ich wszystkich oprawcami,
twierdzi się, że są winni współpracy z państwem totalitarnym i kradnie się
im ich emerytury.
Zabiera
się emerytury, ale nie da się im zabrać godności. Proszę mi wierzyć, jestem po pięćdziesięciu siedmiu
spotkaniach z tym środowiskiem w całej Polsce i ci ludzie mają tyle godności,
że mogliby obdzielić nią cały ten pisowski rząd. To są ludzie bardzo godni, to
są ludzie munduru, którzy całe życie służyli Polsce. Ktoś im dzisiaj na ten
mundur pluje, ktoś z tego munduru szydzi. Ktoś szydzi z ich dokonań i kpi
z tego, co robili przez całe życie.
Drugi powód jest dramatyczny. W wyniku
tej ustawy zginęło już 40 osób. I ja nie znam drugiej takiej sytuacji w
historii współczesnej Polski, gdzie ustawa zebrałaby tak tragiczne żniwo.
Mieliśmy bardzo trudne sytuacje w historii Polski - zamach
majowy, wojnę domową 1944-48, stan wojenny... sytuacje, gdy Polak stawał
przeciw Polakowi. Ale to nie były śmierci poniesione w wyniku wprowadzenia
nieludzkiego prawa. Skąd wiemy, że ci ludzie zginęli w wyniku wprowadzenia tej
ustawy? Co do samobójstw w ogóle nie ma żadnej wątpliwości, bo są listy, które
pozostawiali ci ludzie. Ale gros z tych przypadków to są śmierci, których
bezpośrednim powodem był zawał, wylew krwi do mózgu, odstawienie leków,
odstawienie jedzenia. Za każdym razem odpowiednia komórka Federacji Stowarzyszeń
Służb Mundurowych sprawdza te informacje.
I dopiero wtedy, gdy mamy pewność, że śmierć nastąpiła w wyniku tej
ustawy podajemy do publicznej wiadomości, że przybyła kolejna osoba. Wiele zgłoszeń, co do których nie mieliśmy
stu procentowej pewności, że mają bezpośredni związek z działaniem ustawy,
zostało odrzuconych.
Był
Pan w SLD, potem w Ruchu Palikota i Twoim Ruchu. Teraz historia zatoczyła koło
i wrócił Pan do SLD. Dlaczego?
Zawsze się polityką zajmowałem i nigdy
z niej nie zrezygnowałem. Przez wiele
lat byłem dziennikarzem politycznym, teraz też nadal piszę. Polityką więc
zajmuję się całe dorosłe życie.
Do SLD wróciłem, bo to jest już całkiem
inne SLD. Inne niż to, które krytykowałem przez cztery lata. To nie jest już
SDL Leszka Millera. To jest inna partia, pod przywództwem Włodzimierza
Czarzastego, człowieka, którego znam ze studiów, człowieka, z którym nawiązuje
naprawdę dobre relacje. I to on właśnie skłonił mnie do zajęcia się służbami
mundurowymi. Po pierwsze dlatego, że jestem stosunkowo młody i mogę poświęcić
dużo czasu i energii tej sprawie. Ponadto w środowisku służb mundurowych
jestem postrzegany jako człowiek, któremu można zaufać. Bo jak jest się dziennikarzem śledczym, to
naczelną zasadą, której się przestrzega jest
nieujawnianie źródeł. Przez
szesnaście lat pracy w tym zawodzie nie ujawniłem nigdy ani jednego źródła,
o czym akurat ci ludzie doskonale wiedzą. To jest dla mnie ogromny
zaszczyt, bo skoro stoję na czele Komitetu a moim zastępcą jest generał Marek
Dukaczewski, jest też w Komitecie minister Milczanowski, minister Majewski,
generał Rapacki... to szczerze mówiąc, ja tam jestem takim uczniem, który od
tych wszystkich ludzi może się tylko uczyć. Dziękuję za zaufanie i za zlecenie mi tego zadania. Mogę
powiedzieć, że to jest dzieło życia. I mam nadzieję, że skutecznie pomożemy tym
ludziom.
Z serwisem Ceran.Press współpracują
GŁÓWNY SPONSOR KSIĄŻKI
A ja Łódź wolę...
________________________________________________________________________
Świetny wywiad panie Andrzeju!, nie wiedziałem że ma pan taki mocny "sztab", gratulacje !
OdpowiedzUsuńFajna rozmowa. Panie Andrzeju, mało pana w mediach ostatnio!
OdpowiedzUsuńDziwi mnie jedna rzecz w tej sprawie. Czemu w ostatnim ukresie tak schowano tą sprawę do szuflady? Czyżby łaskawie nam panujący mieli jakieś obawy przedwyborcze, że nabrali wody w usta?
OdpowiedzUsuńRafał Jeleń? Dziennikarz, który szuka prawdy i szeroko pisze o świecie hazardu! Warto go śledzić.
OdpowiedzUsuń