Mam Trzy Pytania do... PAWŁA KASPRZAKA (lidera Obywateli RP)

                                               Fot. Małgorzata Michalska


Czy katastrofa już przyszła, czy dopiero nadchodzi?

Myślę, że nadchodzi. Nadchodzi to, co się zdarzy w Sejmie. Ja się uparłem, żeby zrobić wszystko, żeby to zatrzymać. Ale, mówiłem to wielokrotnie, nie zamierzam przychodzić pod  Sejm po to, żeby gadać, że mnie to oburza, co oni tam wyprawiają, bo to jest jasne i oczywiste. Takie, w zasadzie rzekome protesty, polegające na tym, że stajemy i mówimy, jak jest źle, a potem rozchodzimy się i jest tak samo źle, działają tak, jakbyśmy się nawzajem uparli wzajemnie siebie przekonać o własnej bezsilności. Ja bym w tym Sejmie miał się dopiero wtedy ochotę pokazać, jak będzie nas tam na tyle dużo i na tyle zdeterminowanych, żeby wiedzieć, po co zatrzymujemy ten Sejm. Żeby, w skrócie mówiąc – być gotowi i wiedzieć, w czyim imieniu jesteśmy to gotowi zrobić. Wymusić na tym Sejmie... samorozwiązanie? ...przedterminowe wybory?  ...albo chociaż rezygnację z tych trzech procedowanych ustaw. Z tym, że to dla PiSu (po lipcu to widać) jest tak duża i prestiżowa sprawa, że oni umrą za to. No, skoro tak... Faktycznie, nie chcę przychodzić pod ten Sejm w żadnym innym celu, bo to jest przeciw skuteczne. Jestem o tym głęboko przekonany. To jest rozmienianie się na drobne. A ponieważ szanse na mobilizację społeczną są w tej chwili jakie są, czyli raczej to się pewnie nie uda. No i  będziemy mieli pozamiatane i czeka nas okres wielkiej smuty.    Katastrofa nastąpi i  pewnie zaczną zamykać wreszcie. I ludzie się wtedy... też nie obudzą, więcej - mogą się od nas odwrócić plecami. To  mnie nie przeraża, ponieważ ja już byłem w takiej sytuacji. Przecież ja już miałem zaszczyt załapać się do opozycji demokratycznej jeszcze w siedemdziesiątych latach. To było  wtedy bardziej śmieszne niż poważne, bo ja wtedy miałem naście lat (oczywiście, śmiertelnie poważnie to traktowałem). W Warszawie było inaczej ale we Wrocławiu, skąd pochodzę, było tak, że jak ktoś fikał przeciw władzy ludowej to był sam. Wszyscy go uważali za czarną owcę. Pamiętam te czasy i ponieważ byłem młodszy to mi się nawet to podobało, że jestem taki jedyny sprawiedliwy i szlachetny. Teraz by mi się to mniej podobało, ale to jeszcze  nie jest tragedia. Jak pokazuje historia tamtych lat, to jeszcze nie jest beznadziejna sytuacja. Bo to pewnie jest tak, że jak nastają takie czasy, że człowiek sprawiedliwy siedzi w więzieniu, no to myśmy już swoje zrobili -  mamy ileś tam spraw karnych na koncie i trzeba poczekać na efekty. A jestem przekonany, że one w końcu nastąpią. Nie wiem, czy szybko, czy późno, ale czekam na ten bardzo trudny moment.
    Sami sobie na to, co się w Polsce dzieje, zapracowaliśmy! No trzeba było, cholera, myśleć! Trzeba było wyciągać wnioski z tego, co było w dniu wyborów. Trzeba było poczytać sobie PiS-owskie projekty Konstytucji, zobaczyć, jakie one są przerażające i  wiedzieć, do czego ta władza zmierza. I trzeba było zrobić wszystko, żeby ją na samym starcie zatrzymać. Timothy Snyder w tej znanej książce[1] pisze, że jak się pozwoli zrobić władzy pierwszy krok, to ona robi następne z większym impetem.
      Zgubiło nas to nasze „jakoś to będzie”. Ja mam, oczywiście, jak wszyscy teraz, pretensje do KOD-u o to, że nie wykazał się trzeźwością umysłu i jakimś większym zdecydowaniem. Ale też niesprawiedliwe jest obarczać tylko KOD, zwłaszcza jego przywództwo ówczesne, takimi pretensjami, bo wszyscy za to odpowiadamy: media, które powinny organizować opinię publiczną a pieprzyły jakieś... no... wszyscy za to odpowiadamy. No cóż, trzeba umieć wyciągać wnioski chociaż
z tym tez jest kłopot.  Ale ja myślę, że powoli to się zmienia.

Środowiska radykalne, takie jak ONR, zawłaszczyły godło, barwy, kotwicę.  Nie wpięłabym sobie dzisiaj w klapę żakietu żadnego z symboli narodowych z obawy przed posądzeniem mnie o przynależność do obozu nacjonalistów. Jak odebrać im to, co jest własnością nas wszystkich? 
            
Ja też mam ten sam problem.  Nawet słyszałem o tym, że taki facet chodzi i kręci film, duży jakiś, o tych środowiskach obywatelskiej opozycji. I on mówi tak: „Co wyście z tymi flagami? Filmuję was, filmuję smoleńskich, filmuję narodowców  i nie widać różnicy. Tu i tam są biało-czerwone flagi. Weźcie chociaż unijne, żeby się odróżnić.” Ale to jest satyryczny obraz sytuacji. Tez mam z tym ogromny problem. Zresztą, z premedytacja mówię o tym, że bronić polskiej Konstytucji to jest jak bronić niepodległości. Bo rzeczywiście tak myślę, bo czym jest Polska, to jest w Konstytucji napisane.  W polskiej tradycji jest ogromny rozziew, bo jak się mówi freedom fighter to się ma na myśli insurekcjonistę walczącego o niepodległość, a to zupełnie co innego znaczy w Stanach i na Zachodzie. U nich znaczy to walkę o prawa jednostki, o prawa człowieka. A w polskiej tradycji często te prawa stawały w poprzek tym wielkim ruchom niepodległościowym. A to bardzo często i niebezpiecznie zbliża się do nacjonalizmu i w związku z tym depcze prawa człowieka. Jest taka antynomia w Polsce i my próbujemy ten etos polskiego patriotyzmu odbudować wierząc, że Polska wolność to są wolności zapisane w Konstytucji i ten, kto depcze Konstytucję i te wolności łamie jest zdrajcą stanu. To wielokrotnie powtarzaliśmy w takich strasznie patetycznych sformułowaniach... ja patosu strasznie nie lubię a wpadam w niego  nieustannie. Ale bo gra idzie o taką stawkę.



To, co robisz Ty  i Obywatele RP, to konkret, to wymierne działania liczone nieraz w siniakach. Czy z tej perspektywy widzisz jakąś nadzieję, iskierkę optymizmu?

U nas jest bardzo różnie. Mówię o środowisku hardkoru Obywateli RP, tych, którzy uczestniczą  w akcjach od samego początku, czyli bardzo długo i się przyzwyczaili do tego typu sytuacji. Na pewno wszyscy mamy silne poczucie etycznego imperatywu, że kiedy takie rzeczy się dzieją  -  no to trzeba nadstawiać karku. A kiedy już kogoś biją, trzeba koniecznie stać po stronie bitych. Ale my przez cały czas usiłujemy być jeszcze sprytni w tym wszystkim. Uważamy, że to jest sposób. Dosyć jasna sytuacja jest wtedy, kiedy my się konfrontujemy z faszystami. Ja całkiem po prostu uważam, że nie ma, niestety, innego sposobu jak tylko dać sobie obić mordę na oczach zdumionej publiczności (znaczy – przy kamerach), żeby ludzie zobaczyli, z czym mamy do czynienia. Żeby się skończyło to pieprzenie o pokojowych demonstracjach patriotów, którzy tam są. Mamy z dziećmi... Ja widziałem te mamy z dziećmi. I co one robią? Leją naszych na równi z tymi łysymi pałami. Albo towarzyszą im i zagrzewają do boju. Tam nie ma niewiniątek, z całą pewnością. I tu akurat bardzo dobrze widać, że te siniaki się opłacają. Czternaście dzielnych kobit dało się obić na Moście Poniatowskiego i wszyscy się dowiedzieli. I zobaczyli, co to jest za towarzycho ci „patrioci”,  z czym my tak naprawdę mamy do czynienia. To było takie ukoronowanie roku naszych starań o to, żeby ten problem pokazać. I pokazaliśmy go.
     To jest jedna z takich sytuacji. Druga jest taka, kiedy strażnik marszałkowski bije, szarpie, tarmoli naszych działaczy (też głownie kobiety) za biało-czerwoną flagę rozwinięta na terenie sejmowych skwerków. No tak... obywatelskie nieposłuszeństwo kosztuje siniaki. Tym mocniej działa, im tych siniaków jest więcej. I ono jest obliczone na to, żeby zawstydzić. Nie tego, kto  jest dyktatorem, bo to jest psychologicznie niemożliwe, on się tym bardziej wkurza, tym bardziej jest zapiekły w tej swojej agresji. Ale jego otoczenie już zaczyna uważać,  że to jest trochę głupio, jego otoczenie widzi, że ludzie się od tego odwracają jako od czegoś głęboko nieetycznego. Jego otoczenie dochodzi do wniosku, że być może nie warto za wodza umierać. To tak zawsze działa.
     Jakąś ironią jest to, że taki najwyraźniejszy sukces tego zawstydzającego wymiaru  obywatelskiego nieposłuszeństwa (zanim nastąpił 11 listopada), to myśmy odnieśli na KODzie. Taki był moment latem ubiegłego roku, kiedy ostatnią nowelizacją przepisów o Trybunale Konstytucyjnym ten Trybunał dorżnięto. A KOD był na wakacjach. Nie było tam nikogo. My byliśmy. W bardzo ostrym konflikcie z KODem. I był taki moment, kiedy w dziesięć osób weszliśmy na teren Sejmu i rozwinęliśmy tam transparent, na którym było napisane: ZDRADZA OJCZYZNĘ TEN, KTO ŁAMIE JEJ NAJWYŻSZE PRAWO. I nas stamtąd wynieśli, różne rzeczy się działy. I Mateusz Kijowski wtedy napisał: „Ha, co wam dał ten marsz na Sejm? Czy ktoś to w ogóle zauważył?”  Ja mu wtedy odpisałem: „Nie, nikt tego nie zauważył. To niewiele dało, chyba nic nie dało. Ale wie Pan, Panie Kijowski, szydzić z tego powodu to przystoi Kaczyńskiemu. A  Panu powinno być wstyd”. I akurat to moje jedno zdanie przebiło się do uczestników KODu. I oni wtedy z potwornym oburzeniem zaczęli pytać „Zaraz, zaraz, ale gdzie my jesteśmy? Dlaczego nas tam nie ma?” I rzeczywiście stało się potem tak, że co myśmy zgłosili jakieś następne zgromadzenie, KOD w tym samym miejscu i tym samym czasie robił pod tym samym hasłem swoje. Tak zostaliśmy trendsetterami i to mi wystarczy tak generalnie rzecz biorąc, bo to nie o to chodzi, żebym ja to zrobił. Ważne, żeby to zrobił ktoś.
Poczucie wstydu działa też na miesięcznicach smoleńskich na PiS. Bo oni widzą już, że to jest wstyd, syf, siara i że ich więcej to  kosztuje niż przynosi korzyści. To nie Kaczyński ogłosił, że w kwietniu kończy. On to słyszał nieustannie. I ja to słyszałem też od moich smoleńskich braci, którzy mówili i to wprost: „Wygrywacie, to w ogóle już nie ma sensu. Pokazaliście, na czym to polega”.  Zwłaszcza kiedy znaleźli się sami odepchnięci barierkami od tego swojego świętego miejsca przed pałacem prezydenckim.  Przez Błaszczaka przecież, a nie przez nas.
     To jest oczywiście ekstremalny sport. Ważne jest, żeby ludzie mieli świadomość, że jeśli ich na to nie stać to nie są tchórzami tylko po prostu ich na to nie stać. Bo są normalnymi ludźmi, mają normalny system wartości,  troszczą się przede wszystkim o swoją pracę, rodzinę... Chodzi o to, żeby nie odwracali się od radykałów plecami,  tylko na przykład pisali petycje w tej samej sprawie, żeby robili niekonfrontacyjne marsze w tej samej sprawie, Jak ten ruch zacznie być stać na jedność  (wiadomo, że są ludzie, którzy posuwają się dalej a inni nie i to jest normalne), to myślę, że wtedy będzie dobrze. Ale to jeszcze troszeczkę.
     Może się zdarzyć, że wygramy wybory parlamentarne nawet, jeżeli one będą terminowe. Ale to się nie zdarzy, jeśli będziemy na nie tylko czekać. Nawet terminowe wybory my powinniśmy wymusić, żeby one były elementarnie uczciwe. Ale my je wygramy. Albo sfałszują je jawnie na naszych oczach. I wtedy pójdziemy prosto na Sejm i go zajmiemy. No trudno.





[1] O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku”

   Timothy D. Snyder , Tłumaczenie: Bartłomiej Pietrzyk , Wydawnictwo: Znak Horyzont

     Wydawnictwo: Znak Horyzont


                                                                                                                   napoli.libero@wp.pl  661 47 53 93   
                                                  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Moja biedna telewizja

TVP3 - oglądalnośc? Nie ma.

Felieton - Nie udało się, panie Rau.